środa, 22 stycznia 2014

Lista marzeń

źródło
W życiu trzydziestokilkuletniej Brett Bohlinger wszystko jest poukładane: ma dobrą pracę, jej partnerem jest ambitny, przystojny prawnik, a po śmierci matki ma odziedziczyć pakiet większościowy firmy wraz ze stanowiskiem dyrektora.
Jednak testament zmienia całe jej życie. Okazuje się, że matka zaplanowała dla niej zupełnie nową drogę życiową. No, może nie całkiem nową, bo zgodną z listą idealistycznych dziewczęcych postanowień, którą Brett spisała kiedyś jako nastolatka. Czy aspiracje i marzenia z dzieciństwa i wczesnej młodości mogą pasować do dorosłej kobiety? O tym właśnie opowiada "Lista marzeń".
  • Mieć same piątki na świadectwie.
  • Być w drużynie cheerliderek.
  • Pojechać do Paryża.
  • Kupić psa.
  • Wystąpić na żywo na prawdziwej, dużej scenie.
  • Zakochać się.
To tylko kilka z 20 punktów, które nastoletnia Brett wypisała jako swoje postanowienia na życie. Dwadzieścia lat później, czyta je z niedowierzaniem w gabinecie prawnika, który jest wykonawca testamentu jej matki. Półgodziny temu dowiedziała się, że firmą rodzinną, w której pracowała z oddaniem przez ostatnie lata, będzie kierowała jej bratowa, bracia nie muszą się już martwić o przyszłość finansową swoich rodzin, ale ona, by otrzymać należną część spadku, musi zrealizować do końca swoją dawną listę marzeń...

Brett zapewne mogłaby walczyć o unieważnienie testamentu, ale w głębi duszy czuje, że matka miała rację, a ona sama zagubiła gdzieś swoje cele i pragnienia. Jak łatwo się domyślić, próby realizacji, punkt po punkcie, marzeń z listy wywrócą życie bohaterki do góry nogami. Po każdym spełnionym zadaniu Brett otrzymuje pośmiertny list od matki, prowadząc w ten sposób dialog, który pomaga uporać się jej z żałobą.
Niektóre rozwiązania w tej historii są łatwo przewidywalne i wpisują się w schemat książek o odnajdywaniu siebie, ale na szczęście nie wszystkie i czeka nas trochę niespodzianek w trakcie lektury.
Najbardziej interesująca była dla mnie część książki, która dotyczyła indywidualnego nauczania chorych dzieci i ogólnie szkolnictwa w Stanach - autorka sama pracuje jako nauczycielka i czuje się, że wie o czym pisze.

Sam początek książki trochę mnie zirytował - inaczej wyobrażałam sobie nakłonienie Brett do realizacji marzeń. Jej matka odegrała tu rolę wszechwiedzącego demiurga, co gryzło mi się z przedstawieniem jej postaci jako współczującej i mądrej kobiety. Nawet znając swoją córkę nie mogła wiedzieć na pewno, czy pogrążona w żałobie dziewczyna udźwignie bezwzględne wyrzucenie z pracy, perspektywę utraty rodzinnego domu i rozstanie z narzeczonym. Dlaczego nie wspierała wcześniej Brett w decyzji o zostaniu nauczycielką, tylko po pierwszej porażce załatwiła jej bezpieczną i wygodną posadę w rodzinnej firmie? Sama też nie była na tyle odważna, by realizować wszystkie swoje marzenia, ani do końca szczera w stosunku do swoich dzieci. Czy miała zatem prawo, aż tak ingerować w życie córki?

Ale nie o tym jest ta książka, relacje z rodzicami w życiu Brett mają wielkie znaczenie, ale najważniejsze staje się poznanie samej siebie. Im więcej zdecydowania w podejmowaniu życiowego ryzyka zyskuje Brett, która w końcu znajduje w sobie odwagę na bycie uczciwą wobec innych, ale przede wszystkim wobec siebie samej - tym lepiej się czyta "Listę marzeń".
Nie brakuje humoru - choć akurat solowy występ satyryczny Brett moim zdaniem śmieszny nie był, dawka optymizmu całkiem spora - choć nie wszystko kończy się happy-endem.  Podsumowując - sympatyczny debiut z prześliczną okładką. :)





13 komentarzy:

  1. Mimo tego irytującego początku, dla mnie całość, po przeczytaniu Twojej recenzji, brzmi bardzo interesująco.
    "I choć nie wszystko kończy się happy-endem", bo takie jest życie, mam wielką ochotę przeczytać tę powieść:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak pisałam najciekawsze były dla mnie wątki związane z nauczaniem domowym - i cale szczęście autorka nie zrobiła z Brett cudotwórczyni, która z wszystkim się super dogada i wszystkim pomoże.
      Możliwe, że to tylko ja jeżyłam się na początek, nie podobało mi się, że matka Brett brutalnie, szantażem wywróciła jej świat do góry nogami. Niby znała ją najlepiej, itd itp, ale...
      Przeczytaj i daj znać co o niej myślisz :))

      Usuń
  2. Aaaaaa, ok, ja już myślałem, że to Twoja lista marzeń, a nie książka ;p. No to zniszczyłaś moje nadzieje Ci powiem, bo ja już liczyłem, że spełnię jakieś z Twoich marzeń... lecz od razu mówię, żeby patrzeć na to racjonalnie, bo nie mam zbytnio funduszy na podróże do Paryża :D.
    Jednak jeśli to książka to ja podziękuję, ale niestety nie przemawiają do mnie takie spokojne okładki z kwiatuszkami ;D. Ja chcę rozlewu krwi, ja chcę rzezi, ja chcę świniobicia, ja chcę... spełnić Twoje marzenie i się wreszcie zamknąć :P.

    Pozdrawiam serdecznie :D!
    Melon

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ha, nie przyszło mi do głowy, że tytuł posta może być odebrany jako moja lista marzeń! Ale rzeczywiście to mogło tak wyglądać :) Dzięki za dobre chęci ;), mimo wszystko zachowam moją listę marzeń dla ciut mniejszego grona odbiorców :D
      A propos rozlewu krwi - zdradzę Ci w zaufaniu, że potrzebowałam takiej spokojnej książki z kwiatuszkiem po mrocznej Islandii. Teraz znowu mogę się zanurzyć w kryminałach Indriðasona.
      Wracając do marzeń - czekam na Twoje następne posty! Coś znowu masz opóźnienie! ;) :P

      Usuń
    2. Hahaha, no dobra, ale jak coś to pisz :P. W miarę moich możliwości mogę kupić jakąś bombonierę czy czekoladę :D. Nie wiem czy takie jest Twoje marzenie, ale ja chciałbym mieć basen roztopionej czekolady, mmmm... mogłabyś spełnić mi to marzenie :p? Brakuje mi tylko basenu i czekolady ;P.

      A więc jeśli chodzi o moje posty to postaram się często spełniać Twoje marzenia :P.

      Usuń
  3. Zaintrygowała mnie ta książka, sama swego czasu miałam taką listę i mogłoby się zrobić na prawdę ciekawie, gdyby ktoś w dorosłym życiu kazał mi ją dokończyć. Hmmm... Kiedy będę miała okazję, z pewnością po nią sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba większość z nas miała takie listy, ewentualnie marzenia zapisywane w pamiętnikach :)

      Usuń
  4. Niektóre marzenia nastolatki to totalna głupota. Ciekawe jak to się wszystko dalej potoczyło. Nie liczę na happy end, bo może wyjść czasami za banalnie i cukierkowo. Zaintrygowałaś mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem w tym, że wiemy, że to głupota, jak już nie jesteśmy nastolatkami - jak sobie przypomnę jak się przejmowałam zdaniem niektórych psiapsiółek w podstawówce...
      Troszkę cukierkowo jest, ale nie wszędzie, nie wszystko się udaje, nie wszyscy są fajni i mili, ale też nie źli na wskroś ;) Nie chcę za dużo zdradzić - może sięgniesz po tę książkę. :)

      Usuń
  5. Zaciekawiłaś mnie. Nie znam tej książki, ale zarys fabuły i twoje ogólne wrażenie przypadły mi do gustu, dlatego chce poznać bliżej ową pozycje.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawi mnie zestawienie nastoletnich mrzonek i dorosłego życia... Na pewno przeczytam "Listę marzeń", jeśli dojrzę ją w bibliotece lub u koleżanki na półce.

    OdpowiedzUsuń