niedziela, 30 marca 2014

Legendy gwatemalskie

Poetycka interpretacja mitologii Majów przemieszanej w przedziwny sposób z kulturą chrześcijańską.

Astúrias w sposób niemal naturalny łączy w „Legendach...” mity Majów z symbolami religii chrześcijańskiej – warkocz mniszki staje się nocnym potworem z indiańskich opowieści, Inkwizycja skazuje na śmierć indiańskiego czarownika, a ofiarą diabła staje się zarówno indiański chłopiec, jak i ksiądz. W tej poetyckiej wizji kultury przenikają się wzajemnie i łączą w jakąś niesamowitą całość – identycznie jak "piętrowe" miasta wyrastające jedne na drugich – nowe sięgają korzeniami do swych poprzedników, których duchy snują się po ich ulicach. Nie ma sztywnego podziału, nie ma przerwy - jest tylko ciągłość istnienia.

Gdy pożyczałam tę cieniutką (112 stron) książeczkę z biblioteki, nie sądziłam, że będę ją czytać blisko trzy tygodnie. Oczywiście, nie czytałam tylko tej pozycji. W międzyczasie przeczytałam sześć innych tytułów, zaś prozatorski debiut Astúriasa dawkowałam po parę stron. Nie umiałam czytać tych opowieści szybciej, tak jak nie da się pochłaniać wierszy w tempie takim, jak czyta się wciągającą powieść sensacyjną, czy obyczajową. Bo choć napisane prozą, to Legendy gwatemalskiepoematami mającymi zdecydowanie bliżej do surrealistycznych snów niż do rzeczywistości.
Legendy gwatemalskie to zbiór dziewięciu opowieści opartych na wątkach z literatury Majów, której poznawaniu i tłumaczeniu Astúrias poświęcił lata pracy.

Otwierające, wydany w 1930 roku, zbiór dwa utwory Gwatemala i Kiedy powracam pamięcią są dwuczęściowym wstępem. Pierwszy przedstawia miejsce, czyli Gwatemalę z jej przyrodą, historią, ludźmi i postaciami z mitów i legend. Drugi, napisany w pierwszej osobie, przedstawia narratora, przygotowuje nas do wysłuchania opowieści niczym ze snów. Przed nami:
  • Legenda o wulkanie
  • Legenda o Cadejo
  • Legenda o Tatuanie
  • Legenda o Sombreronie
  • Legenda o skarbie z Kwitnącego Kraju
  • Czarownicy wiosennej burzy
  • Kukulkan. Upierzony wąż
wikipedia
Ostatnia pozycja to udramatyzowana baśń o jednym z najstarszych  bóstw Majów - Kukulkanie ptaku-wężu. Baśń pełna symboli i kolorów, przywodząca na myśl pieśni i opowieści ustne. Wszystkie legendy charakteryzuje symbolizm i melodyjność, napisane są tak, że powinny być głośno recytowane, tak jak przed wiekami, zaś każde słowo jest ważne i przemyślane.

Najbardziej podobała mi się Gwatemala; obrazy jakie Astúrias tworzy słowami przewijają się przed oczami czytelnika, jak sceny ze snu, w którym autor powraca do kraju i miasta swojego dzieciństwa.

Ta opowieść do wyszukany literacki odpowiednik miniatury filmowej ukazującej kulturę i historię Gwatemali, począwszy od dziedzictwa Majów do hiszpańskiej konkwisty. Jak we śnie otwierają się na chwilę okna, przez które widzimy ważne dla tego kraju wydarzenia, postaci historyczne i legendarne. 
Księga ze starymi rycinami obłożona w kamienne okładki, księga zapisana na stronicach z indiańskiego złota, na hiszpańskich pergaminach i republikańskim papierze! (...) Wewnątrz tego piętrowego miasta trwają inne miasta, dawne, nienaruszone. Po schodach bezszelestnie wchodzą postacie ze snów nie pozostawiając po sobie żadnych śladów. Miedzy jednymi a drugimi drzwiami upływają stulecia. (...) [1]
Pamięć wchodzi po schodach prowadzących do hiszpańskich miast. Co jakiś czas, w regularnych odstępach, nawet w najciaśniejszych miejscach ślimacznicy otwierają się zatarte półmrokiem okna albo przejścia kute na grubość muru, podobne do tych, co prowadzą na chór w katolickich kościołach. Przez te otwory widać inne miasta.[2]
Warto Gwatemalę przeczytać drugi raz, już po lekturze całości zbioru. Rozpoznamy niektóre postaci, które wcześniej były tylko cieniami pojawiającymi się na stronach opowieści.

Legendy gwatemalskie nie były dla mnie łatwą lekturą; praktycznie zerowa znajomość mitologii Majów i niewiele większa historii Gwatemali, nie ułatwia zrozumienia symboliki tych utworów. Wystarczy popatrzeć na liczbę przypisów - sześciostronicowa Gwatemala ma ich 37... Dużą pomoc w odbiorze tych utworów, oprócz wspomnianych przypisów zebranych w Indeksie zwrotów i wyrażeń alegorycznych stanowi Posłowie Joanny Petry, mimo to, dziwna to była lektura...
Zresztą sam Miguel Ángel Astúrias, po otrzymaniu literackiej Nagrody Nobla w 1967 roku, mówił: "nasze powieści wydają się Europejczykom pozbawione logiki i zdrowego rozsądku. Jednak są one straszne wcale nie dlatego, że chcemy straszyć czytelnika. Są one straszne, ponieważ z nami dzieją się rzeczy straszne".


[1] Miguel Ángel Astúrias, Legendy gwatemalskie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1979. str.6
[2] j.w. str.7-8


10 komentarzy:

  1. Nie wiem czemu, jak mówi się realizm magiczny to wszyscy odpowiadają tylko Gabriel García .
    Miguel Ángel Astúrias i jeszcze kilku innych, niekoniecznie latynoamerykanów, sroce spod ogona nie wypadli.
    Jeśli nie czytałaś to polecam „Niejaka Mulatka” Astúriasa. Można powiedzieć, że pokazuje jak działają te legendy w praktyce.

    No cóż, fakt, Márqueza cenię chyba najbardziej z nich, ale nie ma żadnej przepaści między nim a innymi, taka drobna przerwa jedynie:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby nie patrzeć, to od Astúriasa się zaczęło. Nie czytałam Niejakiej Mulatki, zwróciłam uwagę na ten tytuł w bibliografii i będę się rozglądać.
      Ta przerwa, to po prostu przecinek ;)

      Usuń
    2. Za ten przecinek to ukłon do samej ziemi. Trafiłaś w punkt:-)
      Czytam teraz Luciusa Sheparda, nie chciałem się niczym sugerować przed napisaniem mojej notki, ale po jego śmierci to się trochę wspominków przewinęło. Wszędzie to samo realizm magiczny, no to siłą rzeczy w stylu Márqueza. Ręce opadają. Każdy z wielkich używa(-ł) realizmu magicznego w swoim stylu. Czekam kiedy ktoś napisze, że Dzieci Północy Rushdiego są w stylu Márqueza ;-)

      Usuń
    3. "Każdy z wielkich używa(-ł) realizmu magicznego w swoim stylu" - o to, to! :))
      A co Sheparda czytasz?

      Usuń
    4. Zacząłem przypominanie od „Krokodylowej skały”, „Smok Griaule” czeka w kolejce. Facet niesamowicie operuje językiem...

      Usuń
    5. Ja jeszcze nie czytałam, czytałam tylko "o". Bardzo mi się podoba okładka MAGa do Smoka Griaule.

      Usuń
  2. Dla mnie tym bardziej, będzie to trudniejsza lektura, przypuszczam. Nie przepadam za legendami, choć jestem przekonana, że te pewnie odstają w zupełności od naszych, polskich.

    shelf-of-books.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lubię baśnie i legendy, a te są bardzo inne od naszych :) To było interesujące doświadczenie.

      Usuń
  3. Jestem pełna podziwu dla Ciebie. Kiedyś miałam ambicje zgłębić tę serię, ale na czymś poległam, nawet nie pamiętam na czym. Nie jest to literatura łatwa, ale może kiedyś coś uda mi się przeczytać. Jak zwykle chętnie czytam Twoją recenzję, zdajesz się mieć przemyślane każde słowo. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za tak miłe słowa! Ja na pewno nie zgłębię tej serii, ale próbuję wychodzić poza dobrze znane mi tereny.

      Usuń