niedziela, 20 lipca 2014

Przeczytane w podróży [1] - Agatha Raisin #11

Ogromnie lubię czytać w trakcie podróży, a w pociągu to już po prostu zajęcie obowiązkowe. Nie wyobrażam sobie wsiąść do wagonu bez książki. Świadomość, że przez parę godzin można bez najmniejszych wyrzutów sumienia zatopić się w lekturze to jedna, choć oczywiście nie jedyna, z przyjemności podróżowania.

Do niedawna czytanie w autobusie szybko mnie męczyło, a w samochodzie w ogóle nie wchodziło w grę, nie tylko w fotelu kierowcy, ale również i pasażera. Z choroby lokomocyjnej niby wyrosłam, ale literki przed oczyma powodowały objawy zbliżone. Rok temu odkryłam jednak, że czytanie na Kindelku jest wolne od niepożądanych efektów ubocznych. Mam swoją teorię, że jest to związane z ruchem gałki ocznej - trochę innym przy czytaniu na niewielkim ekranie czytnika, a innym w delektowaniu się papierowym egzemplarzem z dwoma stronicami - nie wiem, czy słuszną, ale w sumie to nieistotne. Najważniejsze, że działa!

Dziś inauguracja notek ku pamięci o książkach, które towarzyszyły mi w drodze do i z Wilna.


źródło
Na początek Agatha Raisin i miłość z piekła rodem M.C.Beaton, czyli o tym, że spełnienie największego marzenia nie musi oznaczać szczęścia.
Na koniec poprzedniego tomu, ku zaskoczeniu samej Agathy i czytelnika, James się oświadczył i został przyjęty. Zawarcie związku małżeńskiego nie gwarantuje jednak idylli. Ku zdziwieniu mieszkańców Carsely, Agatha pozostaje przy swoim nazwisku, zaś obydwoje państwo młodzi zatrzymują swoje domy. Ani James, ani Agatha nie zamierzają zmieniać przyzwyczajeń, a co gorsza cechy, które kiedyś ich przyciągały do siebie, zaczynają denerwować partnera. Nie ma też mowy o wzajemnym zaufaniu, czy wsparciu, nawet w bardzo trudnych chwilach. Na horyzoncie pojawia się seksowna Mary Sheppard i wiele nie trzeba, by doszło do publicznej, gorszącej awantury między Agathą i Jamesem.
Szukając nowych wyzwań zawodowych, a trochę na złość mężowi, Agatha przyjmuje zlecenie na wypromowanie butów trekkingowych. W trakcie kampanii reklamowej jak grom z jasnego nieba spada na nią wiadomość, że James zniknął w niejasnych okolicznościach. Na domiar złego parę dni później zostaje znalezione ciało Mary Sheppard i Lacey staje się głównym podejrzanym o morderstwo.

Tym razem Agatha nie rzuca się natychmiast w amatorskie śledztwo. Zrozpaczona niepowodzeniem w małżeństwie, zaginięciem Jamesa pogrąża się w apatii. Dopiero Charles zmobilizuje ją do działania i będzie służył (tym razem wyłącznie!) przyjacielską pomocą.

- Co więc zamierzasz zrobić, żeby pomóc Jamesowi? Siedzieć z założonymi rękami i roztrząsać swoje urojone winy?
- Charlesie!
- Otrząśnij się złotko. Cierpienie nie służy twojej urodzie.
Agatha obrzuciła go karcącym spojrzeniem.
- Mój mąż zaginął, być może nie żyje, a ty mnie jeszcze obrażasz?
- Od tego są przyjaciele. [1]

Poszukiwania zabójcy oraz Jamesa doprowadzą Agathę do dość zaskakującego finału, mającego znaczący wpływ na jej dalsze życie.

Kryminałki o Agacie Raisin nie są może bardzo zaskakujące, ale lubię tę bohaterkę. Bywa bardzo irytująca, a jednocześnie szczera do bólu, co nie przeszkadza jej naginać prawdy, gdy jest jej to potrzebne. Charakter Agathy nie pozwala się nudzić, ani jej współmieszkańcom, ani czytelnikowi, zaś angielska prowincja z całą pewnością nie jest flegmatycznie monotonna, a już na pewno nie jest bezpieczna. Liczba trupów w Cotswolds oraz w Midsomer przypadająca na metr kwadratowy jest zatrważająca.

W podróż książki M.C. Beaton nadają się idealnie - kieszonkowy format, zabawna i lekka (oprócz morderstw oczywiście) tematyka; jednocześnie nie ma obaw, że przegapicie swoją stację ;)


Wyzwania: Pod hasłem, Z półki, W prezencie.

[1] M.C.Beaton, Agatha Raisin i miłość z piekła rodem, Edipresse 2012, str. 47.

17 komentarzy:

  1. Ja zawsze czytam w podrózy, ale w sumie nie szukam specjalnych ku temu książek. Biorę to, co akurat czytam bądź chcę zacząć - jeżeli podróż ma być dłuższa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też biorę z zaplanowanych albo czekających od wieków na półce, w zależności od humoru, ale zwracam uwagę na gabaryty. Między innymi ze względu na rozmiar zostawiłam w domu przeczytany w 2/3 Bielszy odcień śmierci i skończyłam dopiero po powrocie. A tak w ogóle do podróży najlepszy dla mnie jest czytnik - książek mam na nim dużo, więc znajdzie się coś i na dłuższą i na krótszą podróż. :)

      Usuń
  2. Ja ze względu właśnie na chorobę lokomocyjną nie mogę czytać wszędzie... niestety. Przejdzie tylko w pociągu i tramwaju. Pociągiem nie pamiętam kiedy ostatnio jechałam a tramwajem do pracy mam tylko 10 minut :(
    A co do książki - mam jakieś bodajże 2 tytuły z tej serii, ale jeszcze nie miałam okazji poznać.... kiedyś :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozostają jeszcze audiobooki - chociaż ja usypiam, jeśli słucham ich w słuchawkach siedząc/jadąc - u mnie sprawdzają się tylko przy jednoczesnym wykonywaniu prac nie wymagających myślenia (prasowanie, sprzątanie), ale nie pozwalających zamknąć oczu ;)
      Ja też pociągiem od lat jeżdżę bardzo rzadko, w trakcie studiów było dużo częściej. :)
      Kiedyś! :D

      Usuń
    2. Audiobooków nie strawię, próbowałam i wiem, że nawet świetny lektor mi nie pomoże. Jestem wzrokowcem! Kiepsko zapamiętuję książkę słuchaną a do tego ona zbyt długo trwa.

      Usuń
  3. Czytanie w autobusie jak najbardziej ;-) Jakby nie patrzeć spędzam w nim około pięćdziesięciu minut dziennie :-) No a Kindelek to może i szatański wynalazek z punktu widzenia miłośników papieru, ale z mojego punktu widzenia to niesamowita wygoda :-)
    Przyznam się, audiobooki to z kolei nie dla mnie, przynajmniej ze słuchawkami, nie mogę się przełamać :-(

    Wracając do meritum. Mało Ci trupów było w czerwcu? W lipcu też?
    No, a co do angielskiej prowincji, to zapomniałaś dodać St. Mary Mead, czyż nie tam się ta epidemia zabójstw zaczęła ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też miłuję papierowe książki, ale na Kindelka nie dam złego słowa powiedzieć! Uwielbiam i już! I szybciej na nim czytam, nie wiem czemu...

      Miesiąc bez trupów, miesiącem straconym! ;)) Normę trzeba wyrobić, a może i 200% normy? A jak w końcu się wezmę za Martina to wszystkie normy zostaną zwielokrotnione.

      Patrzę na godzinę publikacji Twojego komentarza i się zastanawiam, czy ktoś może wschód słońca oglądał? :D

      Usuń
    2. Wschód słońca mówisz? Niestety nie zauważyłem ;-) Zapomniałem położyć się spać i teraz cierpię :-(
      Owszem czytałem do rana, ale nie beletrystykę tylko jakieś paskudztwo o wbudowanych systemach sterowania, blee... (musiałem niestety) :-(

      Usuń
    3. No to chyba wschód słońca byłby bardziej atrakcyjnym powodem do czuwania niż systemy sterowania :))

      Usuń
  4. Odkąd przestałam dojeżdżać pociągiem, mój poziom czytelnictwa drastycznie zmalał. Trzy godziny legalnego czytania w pociągu! Jak mi tego brakuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nikt nie mówił, mogłabyś coś zrobić w tym czasie, a nie tylko czytasz i czytasz! ;)

      Usuń
  5. Pociągami jeżdżę bardzo często, więc mam dużo czasu na lektury :) Szczególnie lubię wtedy sięgać właśnie po jakieś kryminały, bo czas leci jeszcze szybciej. Choć czasami jadąc nocnymi pociągami, potem się trochę bałam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszyscy rozpływamy się w zachwytach jak to fajnie czytać w pociągu. Nie zawsze, nie zawsze ;-) Proszę, oto kontrprzykład.

    Wracałem kiedyś z Warszawy (studenckie czasy, jeździłem przynajmniej raz w miesiącu do pary znajomych studiujących na UW), w nocy, pociągiem. Przedział był wyjątkowo prawie pusty, co było raczej dziwne... Zwykle pociągi były maksymalnie zapchane (nawet ekspresy). Kupiłem oczywiście książkę "do pociągu". Właśnie w legendarnej serii Stanisław Lem poleca ukazały się Niesamowite opowieści Stefana Grabińskiego. No i ja tak właśnie te opowieści... Znaczna część opowiadań pochodziła z Demona ruchu, czyli najbardziej znanego zbioru Grabińskiego. Jak ktoś nie wie to wyjaśniam - Demon ruchu to horrory kolejowe, niezłe... Tak, naprawdę niezłe! Poczułem się dziwnie... Potem, kiedy już przeszła mi nagła chęć ewakuowania się z pociągu doczytałem książkę do końca, a co tam ;-) Co prawda przy opowiadaniach wybranych z Księgi ognia trochę, ale tylko trochę, patrzyłem czy za oknem się gdzieś coś nie pali, ale to już zupełnie inna historia :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grunt to właściwy dobór lektury! :D Ten był po prostu mistrzowski! Dobrze, że nie poddałeś się emocjom i nie wyskoczyłeś w biegu. :))

      To chyba najlepszy komentarz u mnie ever! Powinnam pomyśleć o jakiejś nagrodzie. :)))

      Usuń
    2. Miło mi :-)))
      Ale dałem sobie stop (przy tym wpisie oczywiście, przy innych możesz na mnie liczyć :)), przypadkiem mógłbym wziąć przykład z pana MP i jakieś „W poszukiwaniu przeczytanych książek” napisać. Nie chodzi oczywiście o jakość (nawet lubię) tylko ilość, na Odyna ile można tych stron napisać? 10000? ;-)

      Usuń
  7. Ja też nie wyobrażam sobie podróży bez czytania, a ze mną zawsze i wszędzie jeździ Kindelek. I to fakt, nawet jak cierpię na chorobę lokomocyjną mogę co nieco poczytać w aucie - zaskoczona byłam :).

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja zawsze w podróż zabieram książkę, nawet w krótką. Czytam czy też nie książka jest przy mnie.
    Czasem się zdarza, że jednak się z kimś nawiązuję rozmowę, ale ponoć każdy nowo poznany człowiek to jak przeczytana książka - tyle, że nie zabrana ze sobą.

    OdpowiedzUsuń