czwartek, 10 lipca 2014

Spacerkiem po Wilnie

Pierwszy weekend lipca to realizacja zaplanowanego w styczniu "babskiego" wyjazdu do Wilna. Wyjazdu w dużej mierze sentymentalnego, bo rodzice mojej Mamy pochodzili z Wileńszczyzny.
Zupełnym przypadkiem udało nam się trafić na święto państwowe, 6 lipca to Dzień Koronacji Króla Litwy Mendoga.

Przez kilka dni odbywał się też koncert "Čia mano namai" ("Tu jest mój dom"), na który do Wilna zjechało 37 000 chórzystów, tancerzy, muzyków. Na ulicach widać było wielu uczestników tego koncertu, ubranych w tradycyjne stroje z różnych regionów Litwy - Żmudzi, Auksztoty, Dzukii, Suwalszczyzny, Litwy Mniejszej, jak również w stroje historyczne, czy kostiumy. Świąteczna atmosfera na Starówce dodała wyjątkowego kolorytu naszemu pobytowi w Wilnie, jak również trochę stresu w drodze powrotnej - czy uda nam się na czas dojechać w niedzielę na lotnisko, bo wydostanie się z zamkniętego dla ruchu centrum miasta nie było takie bezproblemowe.

Pod pomnikiem Giedymina
Na dziedzińcu Uniwersytetu Wileńskiego


Król Mendoga i Muzeum Narodowe
Na rogu ulicy Zamkowej i Zaułku Bernardyńskiego
(uroczy sklepik "pod kotem" z ceramiką i pamiątkami)
To mój trzeci pobyt w Wilnie - poprzednio byłam tu w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku (jak to brzmi! ;) Widać, że Starówka wypiękniała, wiele kamieniczek, kościołów jest odnowionych, na ulicach gwarno i międzynarodowo. Pełno kawiarenek, restauracji, letnich ogródków - stolica europejska.

Ulica Zamkowa
Zmienił się też język, w którym porozumiewałyśmy się - te prawie 20 lat temu w grę wchodził rosyjski i polski, dziś w wielu miejscach, szczególnie z młodszym pokoleniem, łatwiej było się dogadać po angielsku.

Pomnik Adama Mickiewicza
na tle kościoła Św.Anny
Wieża Giedymina
Zwiedzanie Wilna miało być przede wszystkim przyjemnością, więc wędrowałyśmy, wprawdzie z mapą i przewodnikiem w torebce, ale bez bardzo sztywnego planu. Pogoda była wprost wymarzona, tylko w piątek postraszył nas krótkotrwały, ale intensywny deszczyk, w sobotę i niedzielę było słonecznie - spacerowałyśmy bez ograniczeń, chroniąc się od czasu do czasu do cienia pod parasole kawiarni lub rozłożyste drzewa, racząc się w zależności od pory dnia i upodobań kawą, kwasem lub litewskim piwem.

Herbata imbirowa z miodem - REWELACJA!


W następnym poście - Kościoły Wilna - Zapraszam! :)


7 komentarzy:

  1. Piękna wycieczka!
    Porywam herbatkę imbirową! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna wycieczka!
    Byłem sześć lat temu. Z powodów równie sentymentalnych. Moi teściowie pochodzili ź Wilna. Żona jako najmłodsza (dosyć zdecydowanie młodsza;-)) z rodzeństwa urodziła się już Polsce.
    Na zdjęciach widzę znajome miejsca :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Moja mama i jej całe rodzeństwo urodziło się w centralnej Polsce - dziadek wyjechał "za pracą" (COP) w 1938 i już do Wilna na stałe nie wrócili.

      Usuń
    2. Moi teściowie mieli za to bardzo dziwnie, bo przyjechali do Polski w 1945 roku. Piszę do Polski bo para bardzo małoletnich wtedy dzieciaków (szwagierka 3 latka, szwagier roczek) miała jako miejsce urodzenia wpisane wszędzie Wilno ZSRR ;-) Takie czasy. Za to teściowie jak zdecydowali się skończyć przerwane studia to spotkali na prawie w Toruniu prawie połowę ludzi ze swoich roczników i większość wykładowców z wileńskiego Uniwersytetu!

      Usuń
  3. Zazdroszczę, od lat marzę, żeby tam się znaleźć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę spełnienia marzeń - nam zajęło rok, by przejść do czynów :)

      Usuń