niedziela, 2 listopada 2014

Tydzień temu w Krakowie...


... były Targi Książki. Ktoś jeszcze o nich nie czytał? Pewnie nie ma już takiego Ktosia. ;)

Winna jestem jednak parę słów tym, dzięki którym weekend w Krakowie był cudowną odskocznią od codzienności oraz tym, którzy nie mogli przyjechać i podobno liczyli na relację (oby tylko nie mieli ich już dość!)


Uprzedzona telefonicznie przez Ewelinę, nastawiłam się psychicznie na kolejki do wejścia, ale pamiętając długaśne ogonki do kas w ubiegłych latach, które jednak sprawnie przesuwały się do przodu, miałam nadzieję, że jednak jakoś to przeżyjemy. Wprawdzie skorzystałam z możliwości zarejestrowania się na targi jako blogerka i wystarczyło tylko odebrać zaproszenie, ale byłam razem z córką, która bilet musiała kupić. Kolejka po bilety odbiegała jednak znacznie formą od kolejek, które formowały się do kas targowych w ubiegłych latach. Przede wszystkim nie przypominała w żaden sposób tradycyjnego ogonka... Stanęłyśmy zatem w tłumie do kas i nie ukrywam, że musiałam dobrze hamować ogromną ochotę na ucieczkę. Nie mogłam jednak przecież zostawić dziecka samego, prawda? I jak się okazało, nawet takie doświadczenie może mieć swoje pozytywne strony, bo dowiedziałam się, że to nie ja opiekuję się Dzieckiem, tylko Dziecko opiekuje się mną! W pewnym momencie, gdy zaczęłyśmy się od siebie oddalać pod naciskiem ludzi tłoczących się z każdej możliwej strony, Najstarsza wyciągnęła rękę i mocno złapała matkę. Później skomentowała - bo ty mamo, nie umiesz się pchać.. :)

Od lewej: Małgorzata Zawadzka. Lisa See, Pan Tłumacz,
którego nazwiska nie zapamiętałam, ale był świetny!.

Po pełnym emocji przedostaniu się na drugą stronę barierek, Królestwo Książek stało przed nami otworem. Najstarsza, zaopatrzona w zastrzyk gotówki, udała się na samodzielnie buszowanie pomiędzy stoiskami, zaś ja do sali Wiedeń A, w której z niewielkim opóźnieniem rozpoczęło się spotkanie z Lisą See, promującą nową powieść Chińskie lalki. Autorka opowiedziała krótko o trzech bohaterkach swojej historii, o genezie tytułu. Odpowiedziała na pytania dotyczące zbierania materiałów do tej książki, życia kobiet chińskich w Chinach i w Ameryce; mówiła o ogromnych różnicach między różnymi regionami Chin.
Pani Małgorzata Zawadzka, aktorka Starego Teatru, przeczytała dwa fragmenty z Chińskich lalek i zrobiła to tak, że przy drugim fragmencie otrzymała oklaski z sali.
Bardzo szybko minął czas przewidziany na spotkanie i zabrakło go na więcej pytań z sali. Również po autograf musieliśmy się przenieść na stoisko Świata Książki.


Po spotkaniu z Lisą See powędrowałam na hale targowe. Powierzchnia zdecydowanie większa niż na Centralnej, ale miejsca, paradoksalnie, wcale więcej nie było - więcej wystawców i morze ludzi zrobiło swoje. Na pewno nie było jednak tak gorąco, jak w poprzedniej hali. Klimatyzacja działała i nawet nie było konieczności rozbierania się do krótkich rękawów, a po plecach nie spływały strużki potu. Za to ogromny PLUS dla nowego miejsca!

Na pewno zakupy nie były głównym powodem mojego przyjazdu na Targi, ale nie mogło się przecież obejść bez paru nabytków. Przede wszystkim były to nowości - wręcz przedpremierowe. W SkrzacieDetektyw Łodyga na tropie zagadek przyrodniczych Barbary Wicher oraz Elf i pierwsza Gwiazdka Marcina Pałasza. Liczyłam na popisanie tej ostatniej przez autora, ale niestety nie mógł jednak być na targach - życzymy zdrowia!
Komiks Angry Birds i książeczki o przygodach w świeci Minecrafta - wiadomo dla kogo ;), a w Zakamarkach książka Martina Widmarka z nowej serii detektywistyczno-przygodowej Dawid i LarisaAntykwariat pod Błękitnym Lustrem.
W Świecie Książki Czarne miasto Borisa Akunina, w Filii, w promocji dla blogerów, Szczęście all inclusive i Podarunek Krystyny Mirek oraz Dolina mgieł i róż Agnieszki Krawczyk.

Sobotnie zakupy - 6 pierwszych to książki dla Młodszego i Starszego, reszta moja!
Z premedytacją zrezygnowałam z udziału w Zlocie Blogerów Książkowych na rzecz spotkania z Borisem Akuninem - i nie będę ukrywać, że jestem z tej decyzji bardzo zadowolona. Plichciu - w Twoim i swoim imieniu wydukałam спасибо, ale nie tłumaczyłam dokładnie za co i od kogo ;)


Odpuściłam sobie natomiast stanie w kolejce po autograf Zbigniewa Miłoszewskiego - mój Gniew jest elektroniczny, planowałam dać do podpisu reklamowy, papierowy fragment, który dostałam przed premierą w Empiku. Miałam przyjemność rozmawiać z autorem w maju w Warszawie, więc darowałam sobie tym razem oczekiwanie. Może w przyszłym roku?

Za to Młodszy ma (kolejny) autograf Grzegorza Kasdepki :)

Wędrując między stoiskami przypadkiem i nie przypadkiem udało mi się spotkać z blogerkami. Ejotku - cieszę się, że mogłyśmy się ponownie spotkać i porozmawiać, ale wciąż mi mało ;) Sardegno - liczyłam na to, że uda nam się odnaleźć w tłumie i nie zawiodłam się - dzięki za energię, jaką obdarzałaś wszystkich wokół!

Magicznym miejscem okazało się stoisko A55 - Cafe Szafe. To tutaj rozpoznała mnie Pani_Wu, a ja rozpoznałam Dorotę. :)

Jak się później okazało, na zrobionym przez mnie zdjęciu Cafe Szafe
ukryła się pewna Ałtorka :)

Zbliżała się 15, więc z Cafe Szafe udałam się do dużegoKa na spotkanie z Martą Kisiel. Było bardzo wesoło i sympatycznie, a mój urodzinowy Nomen-Omen stał się jeszcze bardziej wyjątkowy! :)


Stoisko A42 okazało się magnesem przyciągającym osoby znane mi dotychczas wyłącznie wirtualnie. Agnieszko - jak wiesz, jest mi ogromnie miło, że po jednym spojrzeniu mnie rozpoznałaś i wybiegłaś z kolejki, by się gorąco ze mną przywitać! :)
Madziu - rozmowy z Tobą stały się jednym z najjaśniejszych punktów programu w trakcie mojego pobytu w Krakowie. Choć nie uda mi się pewnie przekonać Cię do fantastyki, wiem, że nadajemy na tych samych falach! :))

Po szaleństwie targowym już całą rodzinką udaliśmy się coś zjeść i pospacerować po Krakowie. Gdy okazało się, że jesteśmy rzut beretem od Kolanka, w którym odbywało się Potargowe Spotkanie Blogerów, moi bliscy dziwnym zbiegiem okoliczności, nabrali nieodpartej ochoty na dobrą herbatkę i jakiś deser. I tak, choć tego nie planowałam, znalazłam się tutaj:

zdjęcie ukradzione Mężowi Sardegny :)
Kaś - dziękuję za wspaniałe przyjęcie, mimo, że miało mnie nie być! Zasłużyłaś na medal za organizację!
Janku - bardzo się cieszę, że mogłam Cię poznać naprawdę, nie tylko wirtualnie! :))

Spotkanie cudne - mnóstwo ludzi znanych do tej pory tylko z internetu, albo i wcale, a atmosfera, jakby wszyscy znali się od lat. Z rozmów przy moim stoliku wysnułam hipotezę, że blogerki książkowe mają kapitalnych mężów, którzy z ogromnym wdziękiem znoszą naszego książkowego fioła. Dowód opieram się na trzech egzemplarzach - Agnieszkowym, Zuziowym i moim własnym. A może po prostu miałyśmy szczęście ( i dobry gust! ;)
Zdradzę jeszcze w sekrecie, że tak jak podejrzewałam po zdjęciach na blogu - Viv to nie tylko bardzo inteligentna osoba (co widać po jej postach), ale również jedna z najpiękniejszych dziewczyn jakie znam.

Niedzielna wizyta na Targach była dużo spokojniejsza. Bez tłoku przy kasach, niemalże bez planów. Kupiłam dla siebie tylko jedną książkę - Jeszcze tylko jeden nieboszczyk Ramiro Pinilla z serii Gorzka czekolada, do której dostałam wieelką torbę :)

Od Media Rodzina

Niedzielne autografy

Pomiędzy spotkaniami z autorkami, których książki przywiozłam bądź kupiłam w Krakowie, miałam okazję zamienić ponownie parę słów z Ewelinką, Zuzią, a także AnnRK, Ktryą, Wiki (choć wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to Wiki :D) - dziękuję dziewczyny za fajne chwile!

Gadżety :)
Do zobaczenia za rok!

17 komentarzy:

  1. Zazdroszczę wszystkim, którzy byli na Targach. Ja niestety nie miałam takiej możliwości

    OdpowiedzUsuń
  2. Pogodny wpis, z przyjemnością przeczytałem :-) Miałaś fajnie.
    Blogowe przepychanki mi już bokiem wychodziły ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się! :)
      Bałam się, że już mnie nie będzie miał ochoty czytać :))
      A przepychać się, jak mi udowodniło własne dziecko, nie umiem ;)

      Usuń
    2. E tam... wiedziałem, że nie będziesz o głupotach pisać :-)
      Kiedyś rozmawialiśmy z Jankiem o autografach w ebookach, można by całą serię z wszytym podpisem sprzedawać, ale ja twierdzę, że to takie faksymile by było a nie podpis. Taki autor to powinien osobiście wręczać kartę SD z podpisem (jpeg chyba najlepiej ;-)) i jak ktoś kumaty to sobie wstawi do ebooka, a jak nie to na tapetę :-D :-D :-D
      PS Zauważyłem u kogoś na zdjęciu, że Ałtorka to co prawda łurzowego wkładu nie miała, ale pisadło było łurzowe ;-)

      Usuń
    3. Zapomniałem dodać, że troszeczkę (no może troszeczkę więcej) to Ci jednak zazdroszczę, szczególnie, że poznałaś kilka osób, które też chciałem na żywo zobaczyć... Taką jedną Aine też ;-)

      Usuń
    4. W maju zamieniłam właśnie parę słów z panem Miłoszewskim o autografach na ebookach :) W sumie to chyba pozostaje tylko ładny, tradycyjny notes :D

      Ja naprawdę liczę na Warszawę! :)

      Usuń
    5. Ja też! W zasadzie to jestem przygotowany ;-)

      Usuń
    6. No, to mi się podoba! :))

      Usuń
  3. Może za rok uda nam się porozmawiać jeszcze dłużej? :) Dzięki za kolejne miłe spotkania! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczę na to! I przydałoby się gdzieś spokojnie przysiąść, a nie robić tłok przy stoisku Naszej Księgarni ;) :))

      Usuń
  4. No wzruszyłam się, autentycznie się wzruszyłam...

    OdpowiedzUsuń
  5. Byłam w sobotę. Ludzi mrowie. Fajnie bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie gdzieś się minęłyśmy między książkami :))

      Usuń
  6. O, jak dobrze, że twoja relacja jest dopiero teraz, nie gubi się tak pomiędzy innymi :) Wspaniale było się spotkać, to prawda. Cieszą też słowa o mężach (są też żony wspierające, wiem) którzy akceptują naszego lekkiego fioła. :) Zresztą, mój mąż podbiera mi książki, które dostaję do recenzji! Tak mi właśnie podczytał Echpraksję, po czym skomentował "fajne, ale ciężkie jak kupa gwoździ". Czad, co nie? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli opóźnienie wyszło na dobre :)) Może uczynię to moją regułą na przyszłość? ;)
      Świetne porównanie - mnie przerażają same okładki książek Wattsa (choć są piękne i nie ma w tym sprzeczności ;).

      Usuń