Historię piszą zwycięzcy. A jak wyglądałaby historia Wojny o Pierścień, gdyby opowiedzieli ją nie zwycięzcy, a zwyciężeni?
Wyobraźcie sobie, że Mordor to nie siedlisko zła i nienawiści, czy zagłębie czarnej magii, ale rozwinięta przemysłowo cywilizacja, zafascynowana nauką i techniką, specjalizująca się w metalurgii, znająca proch i zaawansowaną medycynę. Jednocześnie jednak, niebędąca w stanie się wyżywić ze względu na warunki naturalne – dlatego uzależniona ekonomicznie od sąsiadów i w związku z tym zainteresowana raczej pokojowym współżyciem z krajami ościennymi, niż konfliktem zbrojnym.
Gondor, Rohan to państwa bardzo zacofane w stosunku do wschodniego sąsiada i obawiające się jego rozwoju, szczególnie militarnego, zaś elfy są zimnymi, bezlitosnymi, nacjonalistycznymi, walczącymi nawet między sobą, intrygantami.
Gondor, Rohan to państwa bardzo zacofane w stosunku do wschodniego sąsiada i obawiające się jego rozwoju, szczególnie militarnego, zaś elfy są zimnymi, bezlitosnymi, nacjonalistycznymi, walczącymi nawet między sobą, intrygantami.
Świadoma przewagi technologicznej i jej konsekwencji (włącznie ze zmarginalizowaniem magii) Biała Rada Magów decyduje się na rozpętanie wojny, która ma ostatecznie zlikwidować zagrożenie.
Do Przyszłości prowadzi wiele dróg, ale jakąkolwiek z nich pójdzie Mordor, to najpóźniej za trzy wieki dotknie takich sił przyrody, których ujarzmić nie potrafi nikt. Czy chcesz może jeszcze raz zerknąć na to, jak w mgnieniu oka zmienia się w popiół całe Śródziemie wraz z Nieśmiertelnymi Krajami? [1]
Spodziewanie się w Ostatnim Władcy Pierścienia historii opisanej przez Tolkiena, ale przedstawionej z perspektywy Mordoru, - ba, w późniejszych wydaniach pojawiało się nawet określenie – wojna o Pierścień oczami Saurona – to nieporozumienie.
Fabuła Ostatniego Władcy Pierścienia obejmuje tak naprawdę parę miesięcy 3019 Trzeciej Ery – po wielkiej bitwie na Polach Pellenoru. W retrospekcjach i opowieściach pojawiają się wprawdzie wydarzenia znane z Władcy Pierścieni, widziane z tej drugiej strony, ale nie stanowią one esencji książki. Opis wydarzeń w Edoras, na dworze Théodena, zdobycie Isengardu, czy oblężenie Minas Tirith to dość sucha, historyczna relacja.
Związana odtąd przedziwnym sojuszem trójka, szukając pomsty, podróżować będzie razem. Podczas jednego z postojów, w obozowisku pojawia się Nazgûl, który powierza Haladdinowi misję zniszczenia potężnego artefaktu, który znajduje się w Lorien. Jest to jedyna szansa na uratowanie świata ludzi przed ekspansją elfów. Zadanie Froda zdaje się przy tej misji drobiazgiem – chociażby ze względu na rozmiary rzeczonych przedmiotów.
Na początek trzeba dotrzeć do Ithilien, gdzie teoretycznie włada Faramir, będąc tak naprawdę więźniem Fortu Emyn Arnen. Przebywająca razem z nim Éowina jest zakładniczką, która gwarantuje Aragornowi lojalność Éomera. Poznajemy kulisy uzyskania władzy przez Obieżyświata, zaś wątek miłości Faramira i księżniczki Rohanu jest nie mniej (a może nawet bardziej?) wiarygodny niż u Tolkiena.
Ostatni Władca Pierścieni jest opowieścią skonstruowaną logicznie i konsekwentnie z przyjętych założeń, opowiedzianą językiem współczesnym, z mnóstwem nawiązań do naszego Świata i Historii. Autor wielokrotnie wkłada w usta bohaterów słowa polityków, czy dowódców, wyraźnie podkreślając, że są one dokładnym powtórzeniem wypowiedzi, które padły w innym świecie i dotyczyły innych krajów i innych bitew.
Jest to zapewne argument na podkreślenie dość filozoficznych rozważań pojawiających się kilkukrotnie w książce. Czy te rozważania były potrzebne? Nie jestem przekonana, gdyż książka Jeśkowa przecież nie dorównuje (i chyba nie miała dorównywać) tworzonemu przez 15 lat dziełu Tolkiena.
Świat jest Tekstem — pomyślał Haladdin. — Interesujące by było przeczytać kiedyś na trzeźwo ten jego akapit, w którym zapisane jest, że pewnego pięknego dnia w towarzystwie dwóch sympatycznych zawodowych zabójców (bo kim, w końcu, są?) wezmę udział w polowaniu na dziewięciu nieludzi (po co? czym różnią się od innych?), a w ostatniej chwili przed walką, by choć na chwilę zapomnieć o miedzianym posmaku w ustach i ohydnym ssącym głodzie w brzuchu, będę oddawał się głębokim rozważaniom o poezji… Zaiste, autor takiego tekstu daleko sięga. Wyobraźni, w każdym razie, mu nie brakuje. [2]
Zastanawiam się jakie były zamierzenia autora. Czy chciał zaskoczyć, sprowokować? Jak bardzo serio traktował swoją opowieść? Czy miała to być po prostu historia inspirowana światem Tolkiena, opowiedziana z innej perspektywy? Inna interpretacja tego świata? Jeśkow wprost przecież sugeruje, że opowieść Froda to propagandowa legenda, opracowana przez elfy i ludzi z zachodniego brzegu Anduiny.
Można też odczytywać Ostatniego Władcę Pierścieni jako polemikę z tolkienowskim obrazem wojny. Wojna Zachodu ze Wschodem nie jest tutaj starciem Dobra ze Złem, ale jak niemal każdy konflikt zbrojny, to wypadkowa ekonomii, propagandy i żądzy władzy. Jest wojną również o podłożu etnicznym – elfy gardzą ludźmi, zaś Gandalf forsuje „ostateczne rozwiązanie kwestii mordorskiej”.
Jaki wpływ na powstanie i charakter tej alternatywnej opowieści ze Śródziemia miała narodowość Jeśkowa, który dorastał przecież w ZSRR w okresie zimnej wojny między Wschodem z Zachodem?
A może to wszystko zbyt daleko idące dywagacje? I wystarczy popatrzeć na Ostatniego Władcę Pierścieni jak na pełną przygód i intryg powieść szpiegowską w świecie Śródziemia? :)
Fabuła Ostatniego Władcy Pierścienia obejmuje tak naprawdę parę miesięcy 3019 Trzeciej Ery – po wielkiej bitwie na Polach Pellenoru. W retrospekcjach i opowieściach pojawiają się wprawdzie wydarzenia znane z Władcy Pierścieni, widziane z tej drugiej strony, ale nie stanowią one esencji książki. Opis wydarzeń w Edoras, na dworze Théodena, zdobycie Isengardu, czy oblężenie Minas Tirith to dość sucha, historyczna relacja.
Następnie Kirył Jeśkow (w angielskiej transkrypcji Yeskov) oddaje głos dwóm żołnierzom armii mordorskiej - orkowi Cerlegowi, członkowi elitarnej jednostki zwiadowców i lekarzowi wojskowemu, naukowcowi - Haladdinowi. Po klęsce na Polach Pellenoru próbują oni przedrzeć się przez pustynię do domu. Przypadkiem ratują życie Gondorczykowi, baronowi Tangorowi, który sprzeciwiając się czystkom dokonywanym na podbitych terenach przez najemników dowodzonych przez elfy, znalazł się w beznadziejnej sytuacji.
Związana odtąd przedziwnym sojuszem trójka, szukając pomsty, podróżować będzie razem. Podczas jednego z postojów, w obozowisku pojawia się Nazgûl, który powierza Haladdinowi misję zniszczenia potężnego artefaktu, który znajduje się w Lorien. Jest to jedyna szansa na uratowanie świata ludzi przed ekspansją elfów. Zadanie Froda zdaje się przy tej misji drobiazgiem – chociażby ze względu na rozmiary rzeczonych przedmiotów.
Na początek trzeba dotrzeć do Ithilien, gdzie teoretycznie włada Faramir, będąc tak naprawdę więźniem Fortu Emyn Arnen. Przebywająca razem z nim Éowina jest zakładniczką, która gwarantuje Aragornowi lojalność Éomera. Poznajemy kulisy uzyskania władzy przez Obieżyświata, zaś wątek miłości Faramira i księżniczki Rohanu jest nie mniej (a może nawet bardziej?) wiarygodny niż u Tolkiena.
Źródło |
Baron Tangor realizuje śmiertelnie niebezpieczną, karkołomną wręcz, misję w portowym Umbarze, a pajęczyna siatek szpiegowskich jest tu tak gęsta, że czytelnikowi trudno zorientować się kto jest kim i dla kogo pracuje. Walka wywiadów jest bezwzględna, a Tangor porusza się w tej matni tak, że mogliby się od niego uczyć James Bond Fleminga i George Smiley Johna Le Carre'a razem wzięci.
Cerleg towarzyszy Haladdinowi, od Ithilien do Mrocznej Puszczy i Dol Guldur, by ponownie przez pustynie Mordoru, dotrzeć aż do Orodruiny. Powodzenie ich zadania bezpośrednio zależy od tego, czy na zarzuconą przez Tangora przynętę złapie się, działająca w głębokim ukryciu, elficka konspiracja.
Jest to zapewne argument na podkreślenie dość filozoficznych rozważań pojawiających się kilkukrotnie w książce. Czy te rozważania były potrzebne? Nie jestem przekonana, gdyż książka Jeśkowa przecież nie dorównuje (i chyba nie miała dorównywać) tworzonemu przez 15 lat dziełu Tolkiena.
Świat jest Tekstem — pomyślał Haladdin. — Interesujące by było przeczytać kiedyś na trzeźwo ten jego akapit, w którym zapisane jest, że pewnego pięknego dnia w towarzystwie dwóch sympatycznych zawodowych zabójców (bo kim, w końcu, są?) wezmę udział w polowaniu na dziewięciu nieludzi (po co? czym różnią się od innych?), a w ostatniej chwili przed walką, by choć na chwilę zapomnieć o miedzianym posmaku w ustach i ohydnym ssącym głodzie w brzuchu, będę oddawał się głębokim rozważaniom o poezji… Zaiste, autor takiego tekstu daleko sięga. Wyobraźni, w każdym razie, mu nie brakuje. [2]
Zastanawiam się jakie były zamierzenia autora. Czy chciał zaskoczyć, sprowokować? Jak bardzo serio traktował swoją opowieść? Czy miała to być po prostu historia inspirowana światem Tolkiena, opowiedziana z innej perspektywy? Inna interpretacja tego świata? Jeśkow wprost przecież sugeruje, że opowieść Froda to propagandowa legenda, opracowana przez elfy i ludzi z zachodniego brzegu Anduiny.
Można też odczytywać Ostatniego Władcę Pierścieni jako polemikę z tolkienowskim obrazem wojny. Wojna Zachodu ze Wschodem nie jest tutaj starciem Dobra ze Złem, ale jak niemal każdy konflikt zbrojny, to wypadkowa ekonomii, propagandy i żądzy władzy. Jest wojną również o podłożu etnicznym – elfy gardzą ludźmi, zaś Gandalf forsuje „ostateczne rozwiązanie kwestii mordorskiej”.
Jaki wpływ na powstanie i charakter tej alternatywnej opowieści ze Śródziemia miała narodowość Jeśkowa, który dorastał przecież w ZSRR w okresie zimnej wojny między Wschodem z Zachodem?
A może to wszystko zbyt daleko idące dywagacje? I wystarczy popatrzeć na Ostatniego Władcę Pierścieni jak na pełną przygód i intryg powieść szpiegowską w świecie Śródziemia? :)
„Dobrze by się dowiedzieć, komu była potrzebna ta wojna, i spotkać go jakoś na wąskiej ścieżce…” [3]
Wyzwania: 12 książek na 2015 rok, Rosyjsko mi!, Blackout.
[1] K. J. Yeskov, Ostatni Władca Pierścienia, przekład Ewa i Eugeniusz Dębscy, Oficyna Wydawnicza 3.49, Poznań 2000, str. 24.
[2] jw. str. 67
[3] jw. str.18
A wiesz, że nigdy nie zdecydowałem się tego przeczytać? Prawie mnie przekonałaś... ale małe to prawie na razie ;-)
OdpowiedzUsuńA wiesz, że miałam Cię pytać dzisiaj, czy to czytałeś? :)
UsuńUWIELBIAM, absolutnie UWIELBIAM taką zabawę klasyką literatury. Przeczytam!
OdpowiedzUsuń:)))
UsuńJestem wysoce nieufna wobec tego rodzaju pozycji. A broni się toto w ogóle pod względem literackim? W sensie języka i konstrukcji całości?
OdpowiedzUsuńA ostatnim zdjęciem uprzytomniłaś mi, jak dawno nie miałam w ręku "Fantastyki". Kiedyś kupowałam każdy numer, teraz pewnie nie miałabym nawet czasu, by pooglądać obrazki:(
Uważam, że się broni :) Czytało się naprawdę dobrze - oczywiście nie jest to arcydzieło i porównania z twórczością Tolkiena, choć nieuniknione, stawiają Jeśkowa pod tym względem na straconej pozycji - jakie szanse ma paleontolog z profesorem literatury ;)
UsuńPozwolę sobie jeszcze "podeprzeć" się opinią Bazyla: http://bazyl3.blogspot.com/2008/11/ostatni-wadca-piercienia-kiry-j-yeskov.html
Kiedyś Fantastyka też była częstszym gościem u nas w domu - z tej przeczytałam na razie porównanie Godoru z Bizancjum i wywiad ze Stefanem Dardą, no obrazki też obejrzałam ;)
Nie wiem. Brzmi to dziwnie. I jakoś strasznie dla mnie niezjadliwie. Tworzenie na siłę, bazowanie na czyichś pomysłach i wyobraźni. Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo, że o pieniądze.
OdpowiedzUsuńNie jestem przekonana, że książka Jeśkowa była pisana przede wszystkim ze względu na kasę.. Zresztą ze względu na prawa autorskie do Śródziemia Tolkien Estate zablokowało tłumaczenia i wznowienia. Angielskie tłumaczenie jest dostępne w sieci - For non-commercial distribution only.
UsuńW Rosji inaczej " traktuje się prawa autorskie i na pewno autor swoje zarobił. Z drugiej strony jednak popatrz na Uniwersum Metro 2033 - jest już kilkadziesiąt książek opartych na pomyśle Głuchowskiego, podobnie Opowieści ze świata Wiedźmina - to pewna forma uznania dla twórczości Sapkowskiego. Myślę, że nasi wschodni sąsiedzi lubią takie zabawy i wiele z tych książek jest na naprawdę świetnym poziomie.
Przeczytałam to kiedyś, z ciekawości. Surowe, nieco toporne, kontrapunktowe. Ale niestety, Tolkienowi do pięt nie sięga.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam to już dawno temu, sięgając z ciekawości po książkę w bibliotece. Bardzo mi się podobało, czytało się naprawdę dobrze! Podziwiałam przede wszystkim umiejętność logicznej konstrukcji i takiego połączenia faktów, że historia ta brzmi niezwykle wiarygodnie, kiedy się ją czyta. Przy tym po prostu jest przyjemna w lekturze (dodam, że ja wcale nie przepadam za niektórymi długimi opisami u Tolkiena - dla mnie ciut trącą myszką).
OdpowiedzUsuń