sobota, 29 sierpnia 2015

Hurtownia kryminalna #4




źródło
Na spotkanie z komisarzem Maciejewskim miałam ochotę już od dawna, wciąż jednak jakoś nie było mi po drodze do Lublina.  W końcu w sierpniu włączyłam czytnik, przeczytałam pierwszy rozdział Morderstwa pod cenzurą i na dobre zanurzyłam się w lubelskim półświatku z lat trzydziestych.

Tuż przed obchodami Święta Niepodległości, we własnym mieszkaniu zostaje bestialsko zamordowany redaktor prawicowego pisma, Roman Binder. Znaki pozostawione na ciele ofiary sugerują związek zbrodni z satanistami, ale  Maciejewski sądzi, że jest to raczej, mająca odwrócić podejrzenia od właściwych sprawców, swoista "dekoracja". Przysłany do pomocy z komendy wojewódzkiej politruk jest przekonany, że za zabójstwem stoją komuniści.

Gdy w Lublinie dochodzi do kolejnego zabójstwa, tym razem cenzora, Maciejewski dostaję tę nową sprawę, a morderstwo Bindera przejmuje województwo. Mimo to, komisarz podejrzewając związek między śmiercią obu mężczyzn, nie ustępuje i nieformalnie stara się znaleźć również sprawców pierwszego morderstwa.


Komisarz z bolesną przeszłością, fizycznie bardziej przypominający zbira niż przedstawiciela prawa, ze specyficznym podejściem do metod śledczych, jest bohaterem, którego nie sposób nie polubić. Kapitalne postacie drugoplanowe - szczególnie współpracownicy Zygi. Do tego rewelacyjnie przedstawiony klimat nieco prowincjonalnego miasta II RP, tygiel narodowościowy i światopoglądowy, układy między biznesem, prasą i władzami i niesztampowe zakończenie.

Bardzo się cieszę, że jeszcze przede mną tyle tytułów z serii!



źródło
Z Lublina 1930 roku przeniosłam się do współczesnej Warszawy. Premiera Bazyliszka Tomasza Konatowskiego skłoniła mnie do uzupełnienia "luki" jaką miałam w znajomości kryminałów tego autora. Pierwszą i trzecią część miałam okazję przeczytać ponad rok temu i polubiłam komisarza Adama Nowaka.
Tym razem komisarz szuka zabójców młodego Szweda, syna wpływowego biznesmena. Równolegle stara się wyjaśnić zaginiecie Hindusa, współwłaściciela dobrze prosperującej firmy handlowej. Nie można wykluczyć, że oba przypadki łączą ci sami sprawcy.

W miarę prowadzenia dochodzenia Nowak zaczyna otrzymywać anonimowe telefony z pogróżkami. Komuś wyraźnie zależy na powstrzymaniu policjanta, tylko o którego obcokrajowca chodzi?

Podobnie jak w Przystanku Śmierć i Nie ma takiego miasta, akcja Wilczej wyspy jest bardzo mocno osadzona w realiach - zarówno jeśli chodzi o miejsca, topografię i historię Warszawy, jak i zwyczajną codzienność - od życia osobistego głównego bohatera, jego zainteresowań, przez procedury śledcze, aż po związki biznesu ze środowiskiem gangsterskim i politykę. Charakterystyczną cechą kryminałów Konatkowskiego jest ich rzetelność i drobiazgowość, ma to wprawdzie wpływ na tempo akcji, dynamikę, która mogłaby być bardziej porywająca, ale za to historie te wydają się bardzo prawdziwe.

Wilcza wyspa mniej mnie wciągnęła niż poprzednio czytane powieści tego autora, ale nadal mi się podobała, zaś Bazyliszek już wkrótce będzie w czytaniu.

Wilcza wyspa [Tomasz Konatkowski]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

I na koniec coś zupełnie innego. Róże pani Cherington to opowieść o rodzeństwie, które chcąc pomóc wychowującej ich samotnie mamie - autorce kryminałów zyskać popularność, postanawia znaleźć mordercę sąsiadki. Oczywiście swoje śledztwo prowadzą nie tylko bez wiedzy rodzicielki i policji, ale wręcz wbrew zakazom dorosłych.



Metody do jakich posuwają się Dina, April i Archie Castairsowie mogłyby doprowadzić służby kryminalne do rozpaczy. Kradzież dowodów rzeczowych, ukrywanie podejrzanego, manipulacja czasem zbrodni (dzieci słyszały strzały, a o której, to już bardzo złożone pytanie) i własną matką, o policjantach nie wspominając...
O dziwo małoletni detektywi są niezwykle skuteczni i niewiarygodnie domyślni, ba gdy zmyślona opowieść o podsłuchanej rozmowie i szantażu nabiera rzeczywistych kształtów, pomysłodawczyni powinna zacząć się bać sama siebie.

Oprócz zadbania o reklamę twórczości matki, dzieci wpadają na szatański plan wyswatania jej z przystojnym policjantem. Biedni dorośli nie zdają sobie sprawy jakie sidła zostały na nich zastawione...

Dużo humoru, cudny klimat beztroskiego dzieciństwa, staroświeckie, ale bardzo satysfakcjonujące.

Róże pani Cherington zasługują na kilka określeń naj:

  • najstarszą (1944) książką z opisanych w Hurtowni
  • mają najbrzydszą okładkę
  • ale za to najsympatyczniejszych detektywów, choć można ich również określić jako upiornych ;-)
  • bez najmniejszych wątpliwości można Róże... podsunąć nastoletnim amatorom zagadek kryminalnych



18 komentarzy:

  1. O, Róże! Że też ktoś to jeszcze czyta:) Pierwszy Maciejewski taki sobie, drugi tom dużo lepszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyta - dzięki Tobie! :)
      O to fajnie, że lepszy.

      Usuń
    2. Rumienię się :P
      Lepszy, tak o jakieś 35 procent. Już się cieszę na trzeci tom.

      Usuń
    3. No to reakcja idealnie pasując do koloru okładki Róż :D
      Jako matematyczka, zastanawiam się jak to wyliczyłeś. :)

      Usuń
    4. Z grubsza pierwszy tom dostałby 3,5, a drugi 4,6, to chyba z grubsza wzrost od 35 procent?

      Usuń
    5. Ciut mniej :) Drugi miałby wtedy powyżej 4,7.
      Ale i tak nieźle ;-)

      Usuń
    6. Liczę, że 4,7 dostanie tom trzeci :)

      Usuń
    7. Szykuje się już tom ósmy bodajże, skali braknie? ;-)

      Usuń
    8. Ponoć jakoś tak w piątym seria zalicza zjazd, więc spokojnie, ogarnę :)

      Usuń
    9. O, "Róże...", moja ulubiona stara książka!

      Usuń
  2. Ja tylko tak, żebyś wiedziała, że czytam :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzień dobry! Spotkanie z książkami Marcina Wrońskiego planuję od dawna. Może wreszcie jesienią? Znam i lubię kryminały Marka Krajewskiego, więc może seria Wrońskiego również przypadnie mi do gustu?
    Pozdrowienia od http://lezeiczytam.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę że powinno się podobać! A jesień na kryminały idealna. :)
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  4. Anetko powolutku nadrabiam zaległości wszelakie, bo od początku roku szkolnego (a nawet tydzień wcześniej) jestem wyłączona z życia towarzyskiego, blogowego i cierpię na przewlekły brak czasu wolnego.

    Pierwsza pozycja niezbyt mnie interesuje, bo nie lubię polityki w książkach. Lubię natomiast (bardzo!) klimat prowincjonalnych miasteczek (i wsi) i to jest dla mnie argument, który przemawia za książką.


    Druga pozycja zainteresowała mnie bardziej, choć obawiam się, że w rzeczywistości mogłaby mnie trochę znudzić. No i tutaj też w sprawę "zamieszana jest" polityka...

    "Różami..." mnie zaskoczyłaś. Po pierwsze okładka jest tak fatalna, że nigdy bym pewnie po nią nie sięgnęła, po drugie, przy tylu nowych książkach i całej masie nieczytanych pozycji na moich regałach pewnie nie zainteresowałabym się nią nawet gdyby wcześniej ktoś tę książkę obłożył w najładniejszy papier. Dlatego właśnie pewnie przeoczyłabym tę perełkę, a widzę (czuję), że książka by mi się spodobała i trochę rozerwała dzięki dużej dawce humoru.

    P.S. Ależ mam w domu zimno! Jak tylko Dawid pójdzie do pracy to wsunę się z laptopem do łóżka. Zrobiłabym to teraz,ale biedny ma jeszcze pół godziny snu, więc nie chciałabym go obudzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rety, Magdo, godziny nadrabiania życia blogowego masz nieludzkie! ;) Kocyk obowiązkowy o takiej porze. :)
      Naprawdę polecam "Róże.." - poszukaj! Ja ich przeczytanie zawdzięczam wyłącznie wpisowi Zacofanego. Piotrze - dziękuję! :)

      Usuń