niedziela, 27 grudnia 2015

Wieczór z baśniami

Grudniowy poświąteczny wieczór, zakończone przedświąteczne przygotowania i świąteczne wizyty, zapach piernika w domu, rozświetlona choinka - czy może być lepsza atmosfera do czytania baśni?

Dzisiejsze książeczki są dla mnie wyjątkowe nie ze względu na treść, choć nic im tu nie mogę zarzucić, ale zapadły głęboko w moje serce ze względu na ilustracje.

Księżniczka Głogu Władysława Ludwik Anczyca to pochodząca ze zbioru baśni "Woda żywa" XIX-wieczna wariacja na temat Śpiącej Królewny.

W niewielkim, ale obfitującym w dary natury królestwie, naród był tak poczciwy, że od dawien dawna więzienia stały pustkami, a wódki nie znano, król był bardzo dobry, zaś królowa miłosierna. Smutny był jednak pałac, bo jednego nie dał Pan Bóg królewskiej parze - dziecka. Nie pomogli mędrcy, nie pomogły modlitwy - upragnionego potomka nie było.

Pewnego dnia królowa, przechadzając się brzegiem jeziora, nie pozwoliła pastuszkom zabić wstrętnej ropuchy.

- Ani się waż! Nie stworzyłeś - nie zabijaj! Nie ty dałeś jej życie, a więc nie masz prawa zabijać biednej ropuchy.
- Ależ to czarownica! - wrzasnęli chłopcy.
- Precz stąd próżniaki -- zawołała królowa - bo was wszystkich każe wsadzić do kozy!
Chłopcy rozbiegli się w mgnieniu oka, a żaba podpłynęła ku brzegowi, rzekła:
- Bóg ci zapłać, dobra pani, za to, żeś mi ocaliła życie. Zatrzymaj się tu chwilkę, a ja ci za to dam podarunek sto razy więcej wart aniżeli wszystkie skarby królestwa. [1]

[2]

Darem tym okazała się prześliczna złotowłosa dziewczynka, radości nie było końca, ale przestroga ropuchy i przepowiednia astrologa niepokoiła królową - po skończeniu piętnastu lat, królewnie miało grozić wielkie niebezpieczeństwo.

Zaproszono zatem na dwór trzynaście wieszczek, mądrych, ale bardzo obraźliwych sióstr, by zaradziły nieszczęściu. Pech chciał, że jedna z nich została nieumyślnie ugoszczona na srebrnej zastawie, podczas, gdy pozostałe siostry biesiadowały na złotych talerzach. Urażona wieszczka zamiast życzeń i darów rzuciła klątwę na królewnę, by ta w dniu piętnastych urodzin umarła po ukłuciu wrzecionem. Wiemy co było dalej - modyfikacja przekleństwa przez jedną z wróżek, spalenie wszystkich wrzecion w królestwie (co ciekawe jest to jedyna ze znanych mi wersji, w której król nakazuje przez 12 lat przygotować zapas nici i płótna, zaś mechanik wynajduje nowocześniejszy kołowrotek, który rozprowadzany jest na koszt skarbu królewskiego między poddanymi), huczne przyjęcie urodzinowe dla królewny, zakończone nieszczęściem. Stuletni sen, zaczarowany, nieprzebyty płot z głogów, otaczający zamek. A po stu latach waleczny książę, który budzi uśpioną Księżniczkę Głogu. I nie, nie pocałunkiem - rosą serdeczną, czyli łzami.

[3]
Wiele książek z dzieciństwa wciąż mam gdzieś zachowane w pamięci, część z nich pozostała dla mnie bardzo ważna. Pamiętam parę tytułów z wczesnych lat samodzielnego czytania, które do dziś darzę szczególnym sentymentem. Jest to właśnie Księżniczka Głogu, ale i Niebo było błękitne Charlotte Zolotow, czy Prządki złota Wandy Markowskiej i Anny Milskiej. Dużo, dużo później uświadomiłam sobie, że za szczególny odbiór tych książek przeze mnie odpowiedzialna jest ich ilustratorka Julitta Karwowska-Wnuczak, mama niezapominanych kotów Filemona i Bonifacego. Urzekły mnie jej charakterystyczne postacie z długimi grzywkami opadającymi na wielkie oczy z rzęsami jak firanki; pełne wdzięku, wiotkie sylwetki, delikatne, wąskie dłonie o palcach pianisty. Ilustracje te idealnie pasują do pełnych czarów baśni, ale sprawdziły się też świetnie w obyczajowych książeczkach dla dzieci i wiejskim świecie kota Filemona.



Drugim ilustratorem, który nieodłącznie wiąże się z baśniami mojego dzieciństwa jest oczywiście Jan Marcin Szancer. Baśnie Andersena, Akademia Pana Kleksa, Pinokio, Pan Twardowski w Czupidłowie - bohaterowie tych historii istnieją w mojej głowie tacy, jak namalował ich JMS.

Królewna Śnieżka Marii Krüger warta jest przeczytania nie tylko ze względu na piękne ilustracje. Autorka Karolci opowiada znaną wszystkim baśń troszkę inaczej.

W wysokim zamku mieszkała piękna i dobra królewna. Ze względu na cerę jasną jak śnieg, nazwano ją Śnieżką. Kochali ją wszyscy w królestwie i ludzie, i zwierzęta. Znalazł się jednak ktoś, kto Śnieżki nie lubił.

[4]

I nie, nie była to zła Macocha. Chorobliwą niechęcią do królewny pałała władczyni innego królestwa. Piękna, ale zła kobieta, która nie mogła znieść, że istnieje ktoś ładniejszy od niej.

Wbrew krążącym po świecie opowieściom nie zleciła wcale nikomu zabicia Śnieżki. Zła królowa hołdowała raczej zasadzie - chcesz, by coś było zrobione dobrze - zrób to sam.  Wykorzystując swe czarnoksięskie umiejętności, wywiodła podstępem królewnę w głąb lasu i tam porzuciła na pożarcie wilkom. Śnieżka znalazła jednak schronienie w leśnej chatce krasnoludków. I tu niespodzianka proszę państwa. Krasnoludków było sześciu! Nie siedmiu!

[5]
Królewna Śnieżka została w głuszy leśnej, ale nie uchroniło jej to przed zawiścią złej królowej. Dwukrotnie podsuwała czarownica Śnieżce zatrute przedmioty, a to srebrny grzebień, a to naparstek złoty (pamiętajcie dzieci, by nie przyjmować prezentów od nieznajomych!) - jednak udawało się krasnoludkom uratować królewnę. Za trzecim razem zatrute jabłko okazało się skuteczne. Zrozpaczone krasnoludki złożyły ciało śpiącej Śnieżki w kryształowej grocie. I spoczywałaby królewna tam pewnie do dziś, gdyby nie królewicz, który przypadkiem zawędrował w góry i od pierwszego wejrzenia zakochał się w Śnieżce.

[6]
Pocałunkiem zdjął zły czar i oświadczył się królewnie. Na ich weselu wszyscy świetnie się bawili, zaś krasnoludki siedziały przy stole obok królewicza i Śnieżki. Po trzech z każdej strony. :-) Co się stało ze złą czarownicą - nie wiadomo.

Ostatnia na dzisiejszy wieczór książeczka z baśniami jest pozycją sentymentalną z dzieciństwa, ale nie mojego, lecz mojej Najstarszej. I wiem, że jest dobrze przez nią pamiętana również przede wszystkim ze względu na ilustratora.



Z ilustracjami Stephena Cartwrighta zetknęłyśmy się po raz pierwszy w brytyjskich seriach dla najmłodszych Usborne First Experiences (wydane w Polsce jako To nic strasznego) oraz Farmyard Tales (Opowieści z Kolorowego Sadu) i z miejsca nas oczarowały. Charakterystyczną cechą książek ilustrowanych przez Cartwrighta jest zabawa z dziećmi w odszukiwanie ukrytych na ilustracjach żółtej kaczuszki. Widzicie ją na okładce? :)

Bajeczki znane i lubiane to opowiedziane przez Heather Amery,  klasyczne baśnie w wersji dla najmłodszych.

Znajdują się tu następujące tytuły:

Czerwony Kapturek

[7]

Trzy świnki

[8]

Złotowłoska i trzy misie

[9]

Titelitury (czyli Rumpelstiltskin)

[10]

Śpiąca królewna

[11]

Kopciuszek

[12]
Historyjki są opisane w sposób prosty, ale nie prostacki, ilustracje słodkie, ale nie przesłodzone. Kolorowe i pełne szczegółów, które zwrócą uwagę dziecka. Bajeczki znane i lubiane są ładnie napisaną, zilustrowana książeczką, idealną dla kilkulatka, który tylko na krótko potrafi skoncentrować się na czytanej bajce, zaś troszkę starsze dzieci z chęcią zmierzą się z samodzielnym przeczytaniem dobrze znanej historii.


Wyzwania: Odnajdź w sobie dziecko, Grunt to okładka, Pod hasłem.

[1] Władysław Ludwik Anczyc, il. Julitta Karwowska-Wnuczak Księżniczka Głogu, Nasza Księgarnia, Warszawa 1978, str. 7.
[2] jw. str.19.
[3] jw. str. 23.
[4] Maria Krüger, il. Jan Marcin Szancer Królewna Śnieżka, Nasza Księgarnia, Warszawa 1978, str. 7.
[5] jw. str. 15.
[6] jw. str. 28.
[7] Heather Amery, il. Stephen Cartwright, Bajeczki znane i lubiane, Świat Książki, Warszawa 2003, str. 2-3
[8] jw. str. 22-23
[9] jw. str. 38-39
[10] jw. str. 60-61
[11] jw. str. 66-67
[12] jw. str. 84-85

2 komentarze:

  1. Aneta!
    Ty to potrafisz odnaleźć w sobie dziecko! :)
    Tak się rozmarzyłam czytając Twój post, że przeczytałam go trzy razy i też poczułam się dzieckiem!
    Aż przejdę się jutro do pracy (choć mam wolne) i przejrzę starsze zbiory czy nie mamy tych dwóch pierwszych pozycji. Przedstawione przez Ciebie wersje wydają mi się znajome, ale ilustracje już mniej. Może jak będę miała z nimi bezpośredni kontakt to mi pamięć wróci.

    Piękny post. Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja dziękuję :)
      Ale nie zamierzałam wysyłać Cię do pracy w trakcie wolnego!

      Usuń