Wzięło mnie na wspominki i powroty do przeszłości.
Od Nawiedzonego domu zaczęła się moja miłość do Joanny Chmielewskiej, ale to nie była ta książka, którą teraz mam na swojej półce. Do dziś pamiętam wąziutki i rozkosznie grubiutki egzemplarz z czarną okładką. Jaka to była cudna przygoda! Połknęłam błyskawicznie, a później jeszcze wielokrotnie wypożyczałam ze szkolnej biblioteki. Wydaje mi się, że był to pierwszy kryminał, jaki przeczytałam :)
Dopiero kilka lat później udało mi się zdobyć własny egzemplarz pierwszej części przygód Janeczki i Pawełka. Żałuję, że nie jest to pierwsze wydanie, ale wtedy i tak byłam przeszczęśliwa, że mam wreszcie tę książkę na półce, mimo ilustracji, które moim zdaniem są paskudne (ale i tak wolę to wydanie od na przykład tego: KLIK, można mieć koszmary!)
Rodzina Chabrowiczów (mama, tata i dwoje bardzo rezolutnych dzieci - Janeczka i Pawełek) staje przed nie lada zadaniem, gdy głowa rodziny dziedziczy dom po dalekim krewnym. Decyzja o przyjęciu spadku, wbrew pozorom, nie jest taka oczywista. Dom jest bowiem zamieszkany i trzeba najpierw nakłonić lokatorów do zamiany mieszkań, a nie wszyscy mają na to ochotę. Sama przeprowadzka też będzie logistycznym wyzwaniem - oprócz czteroosobowej rodziny Chabrowiczów do nowego-starego domu przeniosą się też babcia i dziadek, oraz siostra pana Chabrowicza z synem i narzeczonym.
Janeczka i Pawełek, piekielnie samodzielne i inteligentne dzieci, na własną rękę próbują pomóc rodzinie przekonać upartą lokatorkę do zmiany mieszkania i odkrywają tajemnice nowego domu. Najwięcej emocji budzi zamknięty od pięćdziesięciu lat strych, ale czy rzeczywiście od zakończenia wojny nikomu nie udało się do niego wejść? I co może się na nim kryć?