W lecie dobrze czyta się kryminały (zresztą, czy jest zła pora roku na takie lektury? ;-) ) Ponownie wpis z przewagą brytyjskich opowieści kryminalnych, ale dzielnie depczą im po pietach polskie śledztwa. Na początek dwie majowe zaległości.
źródło |
Nie wiem, czy dobrze zrobiłam sięgając po książkę na podstawie serialu, zamiast najpierw go obejrzeć. Zwykle w rywalizacji książka/film wygrywa książka, ale na ogół to film jest na podstawie książki, a nie odwrotnie. Zdarzyło mi się czytać już powieści powstałe na podstawie serialu (na przykład Doc Martin) i nie było to zwykle nic wyjątkowego. O serialu Broadchurch słyszałam sporo dobrego, czy książka też się obroniła?
Broadchurch, małe nadmorskie miasteczko w Dorset. Wszyscy wszystko o sobie wiedzą, znają swoją przeszłość, a przynajmniej tak im się wydaje. Szokiem dla całej społeczności jest śmierć jedenastoletniego Danny’ego Latimera, którego ciało znaleziono na plaży, u stóp stromego klifu. Śledztwo prowadzi dwójka śledczych - miejscowa sierżant Ellie Miller, przyjaciółka matki zamordowanego chłopca i nowo przybyły komisarz Alec Hardy. Współpraca między policjantami nie układa się różowo. Ellie, która właśnie wróciła z rodzinnego urlopu, spodziewała się awansu, a tymczasem stanowisko otrzymał Alec Hardy. W dodatku śledczy całkowicie różnią się charakterami i sposobem prowadzenia dochodzenia. Ellie jest ciepłą osobą, która nie może uwierzyć, że za śmiercią Danny'ego może stać ktoś z miasteczka, ktoś dobrze jej znany. Alec jest zgorzkniały, nie ufa nikomu, wie, że każdy w pewnych okolicznościach jest zdolny do popełnienia zbrodni. Które z nich ma rację?