poniedziałek, 30 czerwca 2014

Wracając na chwilę do dzieciństwa

źródło
Jak wyglądają Wasze relacje z rodzeństwem w dorosłym życiu? Partnerzy, dzieci, praca, codzienne zabieganie, nierzadko duże odległości. Nie jest łatwo, prawda? Do szczęściarzy należą też ci, którzy mogą powiedzieć, że po małżeństwie  brata, czy siostry zyskali nowe rodzeństwo. Częściej chyba wspinamy się na wyżyny dyplomacji (albo i nie) w relacjach z nowo zyskaną rodziną i uprzejmie się uśmiechamy. Czy tak sobie to wyobrażaliśmy będąc dziećmi?

Rodzeństwo Garance, Simon i Lola wybierają się na wesele kuzyna. Liczą na to, że spotkają się tam także z czwartym, najmłodszym bratem - Vincentem. Podróż z Paryża do Limousin odbywają samochodem Simona i jego żony Carine, która nie jest zadowolona z przymusowego towarzystwa szwagierek. W sumie to nie ma co się jej dziwić - idealizujące starszego brata Garance i Lola są mistrzyniami w zatruwaniu życia irytującej bratowej.

Gdy byłyśmy małe, leżałyśmy czasami na wykładzinie w jego pokoju i słuchałyśmy płyt, lustrując go spojrzeniem, kiedy odrabiał nasze prace domowe. Bawiłyśmy się wyobrażając sobie naszą przyszłość. Przepowiadałyśmy mu:- Jesteś taki uprzejmy, że pewnie dasz się omotać jakiejś nudziarze.
Bingo. [1]

Długa podróż jest okazją do wspomnień i rozliczeń z przeszłością.

niedziela, 29 czerwca 2014

Wychowując się na cmentarzu

źródło
Czy można przypuszczać, że opowieść o życiu dziecka ukrywającego się na cmentarzu, rozpoczynająca się sceną, w której zostaje zamordowana jego cała rodzina, będzie tak naprawdę pełną wdzięku historią o dorastaniu i pochwałą życia?

Malutki chłopiec, cudem, czy też przypadkiem, unika tragicznego losu swojej rodziny i przez uchylone drzwi, w środku nocy, wychodzi z domu, w którym znajduje się bezlitosny zabójca. Znowu przypadkiem, a może przeznaczenie miało tu coś do powiedzenia, dociera na znajdujący się w pobliżu, zabytkowy cmentarz. 

Niewiele pomogłaby ta ucieczka, bo morderca jest też świetnym tropicielem, ale nad chłopcem roztaczają opiekuńcze skrzydła mieszkańcy cmentarza. Nawet fakt, że jest się nieżywym, w niektórych przypadkach od setek lat, nie przeszkodzi we właściwym postępowaniu, jeśli się tego bardzo pragnie. Chłopczyk zostaje adoptowany przez małżeństwo Owensów, opieki nad nim podejmuje się również bardzo tajemniczy Silas, jedyny spośród mieszkańców cmentarza, który może wychodzić poza cmentarne ogrodzenie. Dziecko otrzymuje nowe imię - Nobody Owens, w skrócie Bod, w polskim tłumaczeniu Nikt, zwany Nikiem i zostaje obdarzony Swobodą Cmentarza, co pozwala mu na korzystanie z niektórych udogodnień, zupełnie naturalnych dla duchów i zjaw. Na przykład przenikanie przez ściany, czy widzenie w ciemności, a przede wszystkim daje mu możliwość poznawania wszystkich zakątków nekropolii, która staje się po prostu jego domem.

sobota, 28 czerwca 2014

Trup z Nottingham

źródło
Trup z Nottingham to druga odsłona przygód Nicka Jonesa vel Alfreda Bendelina. Do przeczytania pierwszej, czyli Mordestwa na mokradłach zachęcałam TUTAJ.

Po sukcesie Nicka w roli prywatnego detektywa i zdemaskowaniu mordercy z Little Fenn, nawet jego szef widzi plusy w zaangażowaniu Bendelina, jako konsultanta w prace wydziału kryminalnego. Nick nie ma jednak na to ochoty. Woli, tak jak dotychczas, zajmować się fałszerstwami i próbuje ułożyć sobie życie osobiste.  Podstęp Ruperta doprowadzi jednak to tego, że Jones nie będzie miał wyjścia. Marley musi przecież napisać nowy tom przygód swojego bohatera, a nic nie może się równać z inspiracją z życia wziętą.

Tym razem zadaniem słynnego, choć fikcyjnego, detektywa jest wyjaśnienie zabójstwa jednego ze wspólników prowadzących niewielkie wydawnictwo Darrington & Burrows. Walter Darrington został znaleziony martwy w swoim gabinecie z wieloma ranami kłutymi. Okazało się jednak, że były one zadane nożyczkami już po zażyciu przez Waltera trucizny. Czy sprawcą była jedna osoba? Czy też może kto inny zaplanował otrucie, a kto inny posłużył się w napadzie wściekłości nożyczkami?

czwartek, 19 czerwca 2014

Morderstwo na mokradłach,

źródło
czyli klasyczne morderstwo według najlepszych tradycji Gloucestershire.[1]

Zamieszkiwanie na angielskiej prowincji może być kuszące - spokój, przestrzenie, herbatki u sąsiadów. Ale niesie ze sobą również ryzyko. Można bowiem, planując ugotowanie pożywnej zupy dyniowej, dokonać w spiżarni makabrycznego odkrycia i znaleźć wśród dorodnych dyń ludzką głowę...

Po takim doświadczeniu nikogo nie dziwi, że nieszczęsna gospodyni w wyniku szoku zaniemówiła. Policja dwoi się i troi, by wyjaśnić sprawę, ale idzie jej to wyjątkowo kiepsko. Stróże prawa nie mogą nawet odnaleźć przynależnego do głowy ciała... W tej sytuacji pani domu musi wziąć sprawy w swoje ręce i decyduje się zwrócić po pomoc do najsłynniejszego prywatnego detektywa Londynu

Nie, oczywiście, że nie chodzi o Sherlocka Holmesa. Przecież każde dziecko wie, że to postać fikcyjna. Pani Bradbury udaje się do Alfreda Bendelina
Wprawdzie przy osobistym spotkaniu Alfred Bendelin nieco rozczarowuje - niestety nie jest tak przystojny, ani postawny, jak można by sądzić z relacji Ruperta Marleya, jego przyjaciela i autora książek relacjonujących dokonania detektywa, ale miejmy nadzieję, że będzie bardziej skuteczny, niż niemrawa policja,  mimo, że początkowo nie pała entuzjazmem, by przyjąć zlecenie.

niedziela, 8 czerwca 2014

Zamki, pałace i bizony, czyli jedziemy w świętokrzyskie

Kurozwęki to niewielka wieś w województwie świętokrzyskim, o której pierwsze historyczne wzmianki pochodzą z XIII wieku. Od co najmniej XV w. Kurozwęki posiadały prawa miejskie, które zostały utracone w 1870 roku.
W XIV w. Dobiesław z Kurozwęk wybudował drewniano-murowany zamek, siedzibę rodu Kurozwęckich. Początkowo miał on charakter obronny, był jednym z pierwszych murowanych zamków rycerskich w Polsce. Zamek później wielokrotnie przebudowywano. Obecnie znajduje się w nim hotel i muzeum. Więcej o historii tego miejsca i ludzi z nim związanych można przeczytać TUTAJ.

Zwiedzanie rozpoczęliśmy jednak nie od pałacu, ale od „safari”, gdyż w Kurozwękach znajduje się jedyna w Polsce hodowla bizonów amerykańskich. Drewnianym wozem wjechaliśmy na ogrodzoną łąkę, na której pasło się stado bizonów. Zwierzęta te przyzwyczajone do widoku i zapachu pojazdu z ciekawskimi ludźmi, ze stoickim spokojem przyjęły naszą wizytę. Oczywiście nie wolno było wysiadać z wozu, ale emocji  i tak nie brakowało. Mało kto może się chyba pochwalić, że widział bizonicę karmiącą małego bizonka, czy też, excusez le mot, robiącą siusiu.


wtorek, 3 czerwca 2014

Minął maj...

Przeczytanych książek trochę mniej niż w ubiegłych miesiącach, bo 11 i to licząc w tym książeczki dla dzieci. Ale to też dlatego, że dużo się w maju działo. Majówkowe wyprawy, spotkania rodzinno - komunijno - imieninowe; Warszawskie Targi Książki. Czas na czytanie był kradziony - kosztem mniej pilnych obowiązków.


książki własne - 8
w okresie próbnym Legimi - 3
papierowe - 7
e-booki - 4
polskie - 5
zagraniczne - 6, w tym irlandzka, amerykańska, rosyjskie i wietnamska.


niedziela, 1 czerwca 2014

Na Dzień Dziecka - Opowiastki wzmacniające

źródło
Ze szczytu góry świat wygląda inaczej. Piękniej. Przestronniej. Czyściej. Na szczycie góry człowiek inaczej się czuje. Lepiej. Zdrowiej. Szczęśliwiej. Na szczycie góry inaczej smakują kanapki. Pyszniej. Dłużej. Ciekawiej. Jest tylko jeden problem — góry są wysokie, strome i trudno na nie wejść. Na szczęście i na to znajdzie się rada. W tej książce znajdziecie opowiadania, dzięki którym czas na szlaku szybciej minie, a nóżki będą chciały piąć się wyżej.


Przeczytajcie, ściągnijcie z półki plecaki, weźcie za jedną rękę mamę, za drugą tatę i dalej w góry! Może kiedyś spotkamy się na szlaku. Może na Babiej Górze, a może na Baraniej...
Paweł Beręsewicz

Czy Waszym dzieciom zdarza się marudzić na długich spacerach, albo wyprawach w góry? Naszym niestety tak i za każdym razem inna paskuda zrzędzi, że daleko, że za gorąco, że za zimno. Na szczęście, po pewnym czasie robi się jakoś bardziej znośnie, pogoda poprawia się razem z humorami, a jak przychodzi pora na piknik wszyscy są bardzo zadowoleni, zaś pierogi w schronisku zwykle smakują jeszcze lepiej niż babcine, co wydawałoby się niemożliwe.

Jak jednak przetrwać ten początkowy etap i nie poddać się na pierwszym podejściu? Różne sposoby skutkują w zależności od wieku, w bardzo ciężkich przypadkach można spróbować szantażu albo przekupstwa ;-).
Do przyjemniejszych metod należy wyprawa w nieco większym gronie - z kuzynami albo kolegami z sąsiedztwa. Wtedy nie jest nudno i trochę głupio marudzić przy innych (przy rodzicach wszystkie chwyty dozwolone, wszak i tak kochają).
Na młodsze marudy czasem działa wykazanie się całkowitą bezradnością - bez pomocy dziecka mama przecież się zaklinuje z plecakiem w Skałach Błędowskich!

Ja przejdę, ale rodzice???

Świetną motywacją są różnego rodzaju gry terenowe, szukanie charakterystycznych punktów, miejsc, zbieranie pieczątek w schroniskach, czy wyścigi kto pierwszy zauważy znaki szlaku. Okazuje się, że autor zna tę zabawę.