Moją tegoroczną pierwszą majową lekturą okazał się czwarty chronologicznie tom o norweskim komisarzu Williamie Wistingu Jørna Liera Horsta. Ciekawe, że ładna pogoda, czytanie na świeżym powietrzu, zaskakująco dobrze komponuje się z rozszyfrowywaniem mrocznych zagadek ludzkiej duszy. Kryminały świetnie sprawdzają się w jesienne, mgliste i ciemne wieczory, ale chyba jeszcze lepiej czyta się je na majówce, czy w trakcie urlopu na plaży. Chyba kontrast między tematyką a jasnymi, ciepłymi dniami i pięknem przyrody ma magnetyzujące działanie.
Jedna jedyna już swoją okładką daje do zrozumienia, że nie jest historią optymistyczną. William Wisting mierzy się z zaginięciem młodej piłkarki ręcznej Kajsy Berg. Dziewczyna wyszła z domu na trening, na który nigdy nie dotarła. Po prostu rozpłynęła się w powietrzu. Zorganizowane na szeroką skalę poszukiwania nie dają efektu, a ponieważ Kajsa była wschodzącą gwiazdą sportu, oczy całej Norwegii skupiają się na działaniach policji w Larviku.
Jedna jedyna już swoją okładką daje do zrozumienia, że nie jest historią optymistyczną. William Wisting mierzy się z zaginięciem młodej piłkarki ręcznej Kajsy Berg. Dziewczyna wyszła z domu na trening, na który nigdy nie dotarła. Po prostu rozpłynęła się w powietrzu. Zorganizowane na szeroką skalę poszukiwania nie dają efektu, a ponieważ Kajsa była wschodzącą gwiazdą sportu, oczy całej Norwegii skupiają się na działaniach policji w Larviku.
Krótko po zaginięciu dziewczyny policjanci zostają wezwaniu w okolice domków letniskowych, by obejrzeć dół przypominający grób, a w kolejnych dniach przy ofierze pożaru lasu, odkrywają podobny dół, Wisting intuicyjnie czuje, że te sprawy mają jakiś punkt wspólny z zaginięciem Kajsy Berg.
Komisarza czeka żmudne śledztwo, rozmowy z ludźmi związanymi z zaginioną, a gdy już wydaje się, że rozwiązanie jest na wyciągnięcie ręki, okazuje się, że to tylko kolejny element układanki, a nie spektakularny sukces.