źródło |
Święto Pracy 1981 roku dobrze zostało zapamiętane przez mieszkańców Olszanicy i okolic. W końcu nie często w małej miejscowości zdarza się napad na bank!
Milicja gubi ślad złodziei w okolicy pensjonatu Trzy Buki w Groblach Olszanickich.
W tym samym czasie, w owym ośrodku, grupa gości spędza niezapomniany weekend. Pewna para w podróży poślubnej, małżeństwo z kilkuletnią córką, rozrywkowi studenci. Majowy weekend jednak szybko mija, goście się rozjeżdżają, milicja nie znajduje sprawców napadu, ale i nie ujawnia, co zostało ukradzione...
Trzydzieści lat później, syn zmarłego właściciela postanawia wyremontować i ponownie otworzyć pensjonat. W ramach akcji promocyjnej, wysyła zaproszenia na majowy, długi weekend do tych samych ludzi, którzy byli gośćmi pensjonatu w 1981 roku.
Jedną z atrakcji ma być zabawa terenowa polegająca na odtworzeniu napadu na bank w Oleśnicy. Czy uda się wyjaśnić zagadkę sprzed lat? I co zostało skradzione z banku???
Zjazd dawnych gości stanie się okazją do bardzo zabawnych sytuacji, tym bardziej, że nieoczekiwanie w tym samym czasie w Olszanicy zjawia się cudzoziemiec, poszukujący nieznanego ojca. Wygląda na to, że trzydzieści lat matka Ronalda spędziła upojne chwile w pensjonacie Trzy Buki z jednym z gości. Oprócz pomarańczy, teraz zasuszonej, nieplanowaną pamiątką tamtej nocy był syn, który po latach, uprzedzony przez rodzicielkę, że w Polsce cukier i mięso są tylko na kartki, że w sklepie spożywczym na półkach znajdzie tylko ocet, ale ludzie są bardzo mili, wyrusza w sentymentalną podróż do kraju ojca.
Język polski, jakim posługuje się Ronald jest bardzo osobliwy i prowadzi do wielu zabawnych nieporozumień. Wprawdzie daleko mu do staropolszczyzny pana Muldgaarda z Wszystko czerwone Joanny Chmielewskiej, ale jest śmiesznie.
Zdrada pachnie pomarańczami to lekka i naprawdę zabawna komedia kryminalno-obyczajowa, napisana z werwą. Pomysł na pokazanie, jak potoczyły się losy grupki ludzi, którzy przypadkowo spędzili parę dni w tym samym miejscu i spotykają się ponownie po 30 latach, jest intrygujący. Z konieczności poszczególne watki nie są rozbudowane, ale autorka nakreśliła je interesująco, dając każdemu parę minut w świetle reflektorów. Postacie są zróżnicowane, niektóre sympatyczne, inne wręcz przeciwnie. Do tego absurdalnie śmieszne zbiegi okoliczności i zachowania niektórych miejscowych i przyjezdnych bohaterów i zapach kubańskich pomarańczy, rzuconych do sklepu, choć to nie Boże Narodzenie.
Trzydzieści lat później, syn zmarłego właściciela postanawia wyremontować i ponownie otworzyć pensjonat. W ramach akcji promocyjnej, wysyła zaproszenia na majowy, długi weekend do tych samych ludzi, którzy byli gośćmi pensjonatu w 1981 roku.
Jedną z atrakcji ma być zabawa terenowa polegająca na odtworzeniu napadu na bank w Oleśnicy. Czy uda się wyjaśnić zagadkę sprzed lat? I co zostało skradzione z banku???
Zjazd dawnych gości stanie się okazją do bardzo zabawnych sytuacji, tym bardziej, że nieoczekiwanie w tym samym czasie w Olszanicy zjawia się cudzoziemiec, poszukujący nieznanego ojca. Wygląda na to, że trzydzieści lat matka Ronalda spędziła upojne chwile w pensjonacie Trzy Buki z jednym z gości. Oprócz pomarańczy, teraz zasuszonej, nieplanowaną pamiątką tamtej nocy był syn, który po latach, uprzedzony przez rodzicielkę, że w Polsce cukier i mięso są tylko na kartki, że w sklepie spożywczym na półkach znajdzie tylko ocet, ale ludzie są bardzo mili, wyrusza w sentymentalną podróż do kraju ojca.
Język polski, jakim posługuje się Ronald jest bardzo osobliwy i prowadzi do wielu zabawnych nieporozumień. Wprawdzie daleko mu do staropolszczyzny pana Muldgaarda z Wszystko czerwone Joanny Chmielewskiej, ale jest śmiesznie.
Zdrada pachnie pomarańczami to lekka i naprawdę zabawna komedia kryminalno-obyczajowa, napisana z werwą. Pomysł na pokazanie, jak potoczyły się losy grupki ludzi, którzy przypadkowo spędzili parę dni w tym samym miejscu i spotykają się ponownie po 30 latach, jest intrygujący. Z konieczności poszczególne watki nie są rozbudowane, ale autorka nakreśliła je interesująco, dając każdemu parę minut w świetle reflektorów. Postacie są zróżnicowane, niektóre sympatyczne, inne wręcz przeciwnie. Do tego absurdalnie śmieszne zbiegi okoliczności i zachowania niektórych miejscowych i przyjezdnych bohaterów i zapach kubańskich pomarańczy, rzuconych do sklepu, choć to nie Boże Narodzenie.
A wątek kryminalny będący główną osią całej fabuły - niebanalny :))
Dopatruję się tu pewnych wpływów Agathy Christie :)
OdpowiedzUsuńHmm, może troszeczkę ;)
UsuńJa to bym na takiego mocno polukrowanego pączusia z Tobą gdzieś wyskoczyła :)
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością! :))
UsuńAlbo do baru z blaszanymi miskami i sztućcami na łańcuszkach, na barszcz czerwony z fasolką ;))
Świetna książka, czytałam ją jakiś czas temu i bardzo fajnie ją wspominam, w tym miesiącu czytałam następna książkę autorki "Kobieta z Impetem" - polecam, lekka i przyjemna :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Kobiety z Impetem jeszcze nie miałam okazji czytać (jej autorką jest Mariola Zaczyńska, nie Iwona Czarkowska), ale z przyjemnością sięgnę. :)
UsuńOj, to jest jak najbardziej coś dla mnie! :)
OdpowiedzUsuńW Nowym Roku życzę Ci samych odlotowych lektur i pomyślności wszelakiej!
Myślę, że rozbawiłaby Cię. :)
UsuńRównież wszystkiego najlepszego - niech to będzie cudowny rok!