Pora nadrobić trochę zaległości, czyli zapraszam do hurtowni kryminalnej. Pierwszą w tym roku odsłonę notki hurtowej sponsoruje Anglia (proszę zaparzyć do czytania dobrą herbatkę!).
Agatha Raisin i mordercze święta
źródło |
Wprawdzie Boże Narodzenie dawno już za nami, ale skoro w październiku zdarza się usłyszeć w sklepach kolędy, to tym bardziej na początku roku można jeszcze podczytywać książki z motywem świątecznym.
Agatha Raisin całe życie marzyła o cudownych, wyjętych wprost z reklamy, świętach Bożego Narodzenia. Jej szare dzieciństwo i nieudane małżeństwo nie sprzyjało takim obrazkom, Agatha postanawia więc w tym roku urządzić wystawną kolację dla swoich współpracowników i sąsiadów. Skrycie liczy na to, że pojawi się także James, który w świątecznej atmosferze znów się w niej zakocha. Oczywiście jednym z warunków idealnych Świąt jest śnieg, a ponieważ angielska pogoda rzadko sprzyja temu marzeniu, Charles i Roy postanawiają pomóc naturze i zrobić Agacie niespodziankę. Ich starania, jak można przypuszczać, niekoniecznie pójdą zgodnie z planem...
Agencja detektywistyczna Agathy Raisin dobrze prosperuje, a od czasu do czasu zdarzają się, w odróżnieniu od spraw rozwodowych, czy poszukiwań zaginionych zwierzaków, naprawdę interesujące zagadki. Na przykład bogata wdowa, która podejrzewa, że ktoś z jej najbliższego otoczenia dybie na jej życie. Agatha ma wrażenie, że to wymysły antypatycznej i zarozumiałej kobiety, ale z ciekawości przyjmuje sprawę. Razem ze swoją nową asystentką, Toni Gilmore, udaje się do posiadłości pani Tamworthy. Zanim jednak Agatha dobrze rozejrzy się po okolicy, jej zleceniodawczyni nagle umiera. Podejrzani są wszyscy członkowie rodziny i służba, a nawet mieszkańcy wioski, którzy nie znosili dziedziczki. Pojawia się nawet cień podejrzenia, że posiadająca wyjątkowo wredny charakter, pani Tamworthy celowo się otruła, by zatruć życie członkom swojej rodziny.
Czy Agacie i Toni uda się rozwiązać zagadkę, mimo niechęci rodziny zmarłej?
źródło |
Agatha Raisin i łyżka trucizny, to 19 tomik przygód tej bohaterki i moim zadaniem, jeden z ciekawszych.
Agatha zgadza się pomóc rozreklamować kościelny festyn w położonej na uboczu wiosce - Comfrey Magna. Początkowo planowała wprawdzie odmówić, ale jak to często z Agathą bywa, interesujący wdowiec, działający w komitecie organizacyjnym festynu, okazuje się wystarczającą zachętą, by zaangażować się w to przedsięwzięcie. Agatha jest właściwą osobą do takiego zadania i wydaje się, że festyn będzie wielkim sukcesem, do momentu, gdy coś dziwnego zaczyna się dziać z niektórymi uczestnikami. Jedna z miejscowych pań dochodzi nawet do wniosku, że potrafi latać i wzbija się w powietrze z kościelnej wieży, co kończy się tragicznie. Okazuje się, że konfitury, przekazane przez miejscowe gospodynie zostały doprawione narkotykami. Znalezienie sprawcy staje się dla Agathy sprawą honorową i mimo krzywych spojrzeń miejscowej policji, prywatna detektyw nie rezygnuje ze śledztwa.
Wprowadzenie przez autorkę postaci Toni Gilmore, młodej, atrakcyjnej asystentki Agathy z talentem (i szczęściem) detektywistycznym zdecydowanie dodało kolorów dość schematycznym kryminałom. W miarę postępów Toni, początkowo zadowolona z niej szefowa, zaczyna być zazdrosna o sukcesy i zainteresowanie mediów, jaki przypada młodej pracownicy. Z jednej strony bardzo szczodra wobec Toni Agatha, boryka wewnątrz siebie z mniej szlachetnymi uczuciami. Jak ułoży się ich współpraca?
źródło |
Agatha Rasin i śmierć przed ołtarzem
W 20 tomie przygód Agathy Raisin czeka ją prawdziwy szok. James Lacey się żeni! I do tego jego wybranka, Felicity Bross-Tilkington, jest od niego duuuużo młodsza!
Agatha bardzo przeżywa nadchodzący ślub, najchętniej w ogóle by się na nim nie pokazała, ale wie, że to dopiero wywołałoby masę plotek, tym bardziej, że James zaprosił całą jej agencję detektywistyczną. Agatha mało skutecznie ukrywa antypatię do ślicznej Felicity, i nie ma się co dziwić, że będzie pierwszą podejrzaną (zaś drugim - James), gdy panna młoda zostaje zastrzelona w dniu ślubu...
Próba wyjaśnienia zabójstwa Felicity oraz później - złapania mordercy, to chyba najdłużej trwająca sprawa, jaka zajmowała się Agatha, w dodatku, mam wrażenie, najmocniej odcisnęła się na jej psychice. W pewnym momencie pod znakiem zapytania stanęła nawet przyszłość agencji detektywistycznej pani Raisin.
Książki o Agacie Raisin to mało wymagające, lekkie kryminałki w sam raz na 1-2 wieczory. Pomimo pewnej schematyczności fabuły i chwilami denerwującej "skokowej" narracji, lubię je ze względu na specyficzną atmosferę angielskiego Carsely, ale przede wszystkim ze względu na postać Agatha Raisin. Porywcza, pyskata, pełna wad i kompleksów w jednej chwili odpychająca, by w następnej zachwycić swym bezinteresownym i hojnym wsparciem dla kogoś, kto w danym momencie tego potrzebuje, bądź wzruszyć czytelnika swą nieporadnością i bezbronnością. Podoba mi się w Agacie jej nieustępliwość i umiejętność podnoszenia się po porażkach. Dla niej przymykam oko na niedociągnięcia tej serii, zdarza mi się jednak zastanawiać, czy pewne chropowatości tekstu wynikają ze stylu autorki, czy może jednak z tłumaczenia. A może obu? Przechodzę do porządku dziennego nad niezręcznościami typu:
Mary Higgins Clark Zaginiony rękopis
Ona nie jest w kłopocie, mam nadzieję? [3]
Było mi jednak trochę niedobrze, gdy czytałam o (podawanych współcześnie!) świątecznych ciastach z siekanym mięsem. Kuchnia angielska nie cieszy się najlepszą opinią, ale myślę, że nawet gdyby ktoś pokusił się o przygotowanie na Boże Narodzenie tradycyjnych, wywodzących się ze Średniowiecza, wypieków z mięsem i egzotycznymi przyprawami, to raczej nie serwowałby ich z bitą śmietaną.
Po indyku wniesiono olbrzymi pudding śliwkowy w całym jego płonącym blasku, talerze pasztecików z mielonego mięsa, półmiski bitej śmietany i masła brandy. [1]
Głowę daję, że podano słodkie mince pies, nadziewane nie mielonym mięsem, ale mieszanką suszonych owoców.
Kolejna książka w tym zestawieniu nie jest wprawdzie brytyjska, tylko amerykańska, ale świetnie
pasuje na półeczkę z lżejszymi kryminałami, w dodatku tu też występuje pani detektyw - amator.
źródło |
Profesor Jonathan Lyons zostaje zastrzelony w swoim gabinecie. Policja jest przekonana, że sprawcą jest cierpiąca na Alzheimera żona profesora, którą znaleziono chowającą się w garderobie z pistoletem w objęciach. Mając wiedzę o romansie ojca z młodszą kobietą, nawet córka zamordowanego, Maria, nie jest przekonana o niewinności matki.
Kiedy jednak okazuje się, że na krótko przed śmiercią Jonathan Lyons odkrył bezcenny manuskrypt, którego teraz nie można odnaleźć, Maria z pomocą przyjaciół postanawia zrobić wszystko, by znaleźć rękopis i, być może, oczyścić jednocześnie matkę z zarzutu morderstwa.
Przyjaciółką Marii jest jedna z bardziej lubianych przeze mnie postaci literackich - Alvira Meehan, ex sprzątaczka, która po ogromnej wygranej na loterii odkrywa w sobie żyłkę detektywa amatora. Bardzo sympatyczna postać, która po zmianie statusu życiowego potrafiła zachować zdrowy rozsądek i razem z mężem, cieszyć się życiem. Niestety w tej książce nie ma zbyt wielkiego pola do popisu. Wprawdzie znacząco przyczynia się do rozwiązania zagadki, kto z najbliższego otoczenia profesora (a podejrzani są wszyscy - przyjaciele, kochanka, opiekunka żony) jest mordercą, ale przyznam, że nie było to specjalnie trudne - też mi się udało prawidłowo wytypować sprawcę. 🙂
Młody anglikański ksiądz, Sidney Chambers, stara się jak najlepiej służyć swoim parafianom. Okazuje się jednak, że posługa ta wymagać od niego będzie również zdolności detektywistycznych. Wprawdzie jego przyjaciel, inspektor Keating nie jest przekonany o słuszności szukania dziur w całym, czyli na przykład doszukiwania się znamion przestępstwa w ewidentnym samobójstwie, ale z czasem i on wciągnie Sidneya w niektóre śledztwa.
Nie miała do mnie szczęścia ta książka, długo ją czytałam, przede wszystkim z tego powodu, że jest to zbiór opowiadań. Przeczytałam pierwsze - podobało mi się, ale nie zachwyciło, odłożyłam czytnik i na jakiś czas zapomniałam o Sidneyu. Wreszcie na początku lutego dokończyłam lekturę.
Zagadki kryminalne, jakimi zajmuje się ksiądz Chambers trzymają równy poziom, ale nie są porywające. Samobójstwo, które nie jest samobójstwem, skradziony obraz, zgubiony pierścionek zaręczynowy, morderstwo w trakcie koncertu, sceniczne zabójstwo Juliusza Cezara, które okazuje się prawdziwym morderstwem. Sidney Chambers pomału, rozmawiając z ludźmi i rozmyślając dochodzi do prawdy. Trochę brakowało mi w tych dochodzeniach emocji (chyba najwięcej akcji jest w opowiadaniu o zaginionym obrazie) i nie zawsze byłam przekonana co do ciągu przyczynowo-skutkowego, który doprowadził bohatera do rozwiązania zagadki. Najciekawszą stroną książki jest tło społeczno-obyczajowe Anglii z lat pięćdziesiątych, pobrzmiewający o czasu do czasu jazz, wspomnienia Sidney'a z wojny i specyficzna atmosfera Cambridge.
Sidney nieco się spoufalał ze studentami, ponieważ odkrył, że kiedy młodzi ludzie przybywają do Cambridge, potrzebują nie tylko nauki, ale także zachęty. Ci, którzy w szkole do tej pory czuli się wybitni, tu ku swemu zaskoczeniu trafiali do grupy studentów równie inteligentnych jak oni sami, a może i bardziej. To w połączeniu z wyniosłością wykładowców, którzy w gruncie rzeczy nie lubili uczyć, powodowało, że studenci pierwszych lat często z zawrotną prędkością tracili pewność siebie. [4]
Kiedy jednak okazuje się, że na krótko przed śmiercią Jonathan Lyons odkrył bezcenny manuskrypt, którego teraz nie można odnaleźć, Maria z pomocą przyjaciół postanawia zrobić wszystko, by znaleźć rękopis i, być może, oczyścić jednocześnie matkę z zarzutu morderstwa.
Przyjaciółką Marii jest jedna z bardziej lubianych przeze mnie postaci literackich - Alvira Meehan, ex sprzątaczka, która po ogromnej wygranej na loterii odkrywa w sobie żyłkę detektywa amatora. Bardzo sympatyczna postać, która po zmianie statusu życiowego potrafiła zachować zdrowy rozsądek i razem z mężem, cieszyć się życiem. Niestety w tej książce nie ma zbyt wielkiego pola do popisu. Wprawdzie znacząco przyczynia się do rozwiązania zagadki, kto z najbliższego otoczenia profesora (a podejrzani są wszyscy - przyjaciele, kochanka, opiekunka żony) jest mordercą, ale przyznam, że nie było to specjalnie trudne - też mi się udało prawidłowo wytypować sprawcę. 🙂
I na koniec zdecydowanie najlepsza książka w tym zestawieniu:
James Runcie Sidney Chambers. Cień śmierci
źródło |
Nie miała do mnie szczęścia ta książka, długo ją czytałam, przede wszystkim z tego powodu, że jest to zbiór opowiadań. Przeczytałam pierwsze - podobało mi się, ale nie zachwyciło, odłożyłam czytnik i na jakiś czas zapomniałam o Sidneyu. Wreszcie na początku lutego dokończyłam lekturę.
Zagadki kryminalne, jakimi zajmuje się ksiądz Chambers trzymają równy poziom, ale nie są porywające. Samobójstwo, które nie jest samobójstwem, skradziony obraz, zgubiony pierścionek zaręczynowy, morderstwo w trakcie koncertu, sceniczne zabójstwo Juliusza Cezara, które okazuje się prawdziwym morderstwem. Sidney Chambers pomału, rozmawiając z ludźmi i rozmyślając dochodzi do prawdy. Trochę brakowało mi w tych dochodzeniach emocji (chyba najwięcej akcji jest w opowiadaniu o zaginionym obrazie) i nie zawsze byłam przekonana co do ciągu przyczynowo-skutkowego, który doprowadził bohatera do rozwiązania zagadki. Najciekawszą stroną książki jest tło społeczno-obyczajowe Anglii z lat pięćdziesiątych, pobrzmiewający o czasu do czasu jazz, wspomnienia Sidney'a z wojny i specyficzna atmosfera Cambridge.
Sidney nieco się spoufalał ze studentami, ponieważ odkrył, że kiedy młodzi ludzie przybywają do Cambridge, potrzebują nie tylko nauki, ale także zachęty. Ci, którzy w szkole do tej pory czuli się wybitni, tu ku swemu zaskoczeniu trafiali do grupy studentów równie inteligentnych jak oni sami, a może i bardziej. To w połączeniu z wyniosłością wykładowców, którzy w gruncie rzeczy nie lubili uczyć, powodowało, że studenci pierwszych lat często z zawrotną prędkością tracili pewność siebie. [4]
Sidney dobrze rozumiał zagubienie młodych ludzi, między innymi z powodu własnej samotności i powracających wątpliwości co do wybranej drogi życiowej, sposobu w jaki powinien wypełniać swą służbę Bogu i innym ludziom.
... zabawnie by było, gdyby wielebny stwierdził, że jako detektyw jest lepszy niż jako ksiądz.
- Lubię myśleć, że mam poczucie humoru, ale wyznam, że to by mnie ani trochę nie ubawiło. (...)
- Prawdę mówiąc, Johnny, w tym dokładnie momencie mogę z ręką na sercu powiedzieć, że nie uważam się za dobrego absolutnie w niczym. [5]
Nie wykluczam sięgnięcia po kolejne części Zagadek z Grantchester, ale największą ochotę mam na obejrzenie wychwalanego serialu na podstawie książek Jamesa Runciego.
[1] M.C. Beaton Agatha Raisin i mordercze święta Wydawnictwo Edipresse Polska SA Warszawa 2013, str 236
[2] M.C. Beaton Agatha Raisin i łyżka trucizny Wydawnictwo Edipresse Polska SA Warszawa 2013
[3] M.C. Beaton Agatha Raisin i śmierć przed ołtarzem Wydawnictwo Edipresse Polska SA Warszawa 2013, str. 169
[4] James Runcie Sidney Chambers. Cień śmierci, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2016, 9%
[5] j.w. 32%
Grunt to okładka, Gra w kolory, Pod hasłem.
Jak się brytyjsko zrobiło :) Agathę Raisin czytałam tylko w jednej odsłonie, ale wspominam dobrze, ot takie lekkie, odstresowujące czytadełko :) Odnośnie chropawości tekstu, to wydaje mi się, że to właśnie problem tłumaczenia, na tego rodzaju powieściach raczej wydawnictwa mają tendencję do oszczędzania...
OdpowiedzUsuńNiestety nie miałam jeszcze okazji czytać żadnej z tych książek... ale zdecydowanie miałabym ochotę się z nimi zapoznać :)
OdpowiedzUsuńps. Chciałabym Cię serdecznie zaprosić do udziału w moim wyzwaniu czytelniczym NA TROPIE :)----> więcej szczegółów u mnie na blogu.
Pozdrawiam