Źródło |
W zasadzie nie pozostaje mi nic innego, jak zacząć od wyznania - zakochałam się.
Nie mogę powiedzieć, by była to miłość od pierwszego wejrzenia. Zatrute ciasteczko mi się podobało, ale dopiero się z Flawią oswajałyśmy. Jeszcze nie byłam pewna, czy jest między nami chemia. Minął już rok od tego pierwszego spotkania, więc była najwyższa pora, by sprawdzić jak to w końcu z nami będzie. Wybrałam się więc z tygodniową wizytą do angielskiej wioski Bishop's Lacey w roku 1950, do rezydencji Buckshaw...
Flawia de Luce to wybitnie inteligentna jedenastolatka z ponadprzeciętnym (mało powiedziane!) zamiłowaniem do chemii. Najmłodsza z trzech córek emerytowanego pułkownika, wychowywana w raczej niestandardowy sposób ze względu na brak matki, która zginęła tragicznie, gdy Flawia miała rok. Zresztą wszystkie trzy dziewczynki, najstarsza Ofelia i średnia Dafne, korzystają z dość szerokiej swobody, są delikatnie mówiąc puszczone samopas. Od czasu do czasu pan de Luce miewa wyrzuty sumienia, że nie poświęca córkom wystarczająco wiele uwagi i organizuje wtedy (obowiązkowe) rodzinne wieczorki literackie, bądź muzyczne - przy radiu, czy akompaniamencie Ofelii, ale zasadniczo panny zajmują się głównie tym, co je pasjonuje - Fela podziwianiem własnego oblicza i robieniem pięknych oczu do kolejnych adoratorów, Dafne - wielokrotną lekturą ukochanych książek, zaś Flawia doświadczeniami (ze szczególnym uwzględnieniem badań nad truciznami) w fantastycznie wyposażonym laboratorium chemicznym odziedziczonym po przodku. Starsze siostry mają jeszcze jedne wspólne hobby - z wyjątkowym talentem i perfidią znęcają się nad Flawią, która próbuje niejednokrotnie się im zrewanżować, ale zdecydowanie brakuje jej jeszcze bezwzględności.
Nad gospodarstwem Buckshaw, jak dobre duchy, czuwają gospodyni pani Mullet oraz przyjaciel pułkownika ze służby wojskowej - Arthur Dogger.
Spokój angielskiej wsi (ha, ha!) z początku lat pięćdziesiątych zburzyło w Zatrutym ciasteczku znalezienie trupa w grządkach ogródka Buckshaw. Śledztwo, do którego Flawia w znaczący sposób dołożyła swoje trzy grosze, okazuje się pierwszym z wielu kolejnych sekretów, które w tej niewielkiej społeczności schowano głęboko pod pozorami i niedopowiedzeniami.
Badyl na katowski wór otwiera zaskakujące, uniemożliwiające odłożenie książki, zdanie:
"Leżałam martwa na cmentarzu. Przeminęła godzina, odkąd żałobnicy wyszeptali smutno ostatnie pożegnania." [1]
Nad gospodarstwem Buckshaw, jak dobre duchy, czuwają gospodyni pani Mullet oraz przyjaciel pułkownika ze służby wojskowej - Arthur Dogger.
Spokój angielskiej wsi (ha, ha!) z początku lat pięćdziesiątych zburzyło w Zatrutym ciasteczku znalezienie trupa w grządkach ogródka Buckshaw. Śledztwo, do którego Flawia w znaczący sposób dołożyła swoje trzy grosze, okazuje się pierwszym z wielu kolejnych sekretów, które w tej niewielkiej społeczności schowano głęboko pod pozorami i niedopowiedzeniami.
Badyl na katowski wór otwiera zaskakujące, uniemożliwiające odłożenie książki, zdanie:
"Leżałam martwa na cmentarzu. Przeminęła godzina, odkąd żałobnicy wyszeptali smutno ostatnie pożegnania." [1]
Jak to możliwe, skoro to dopiero drugi tom kilkuczęściowej serii, która jak dotąd pozbawiona była elementów fantastycznych?? Wytłumaczenie jest banalnie proste - Flawia odgrywa scenę swojego pogrzebu. Pobyt na cmentarzu sprawia, że Flawia jest pierwszą osobą z Bishop's Lacey, która będzie miała okazję poznać osobiście znanego z telewizji twórcę teatru kukiełkowego oraz jego asystentkę. Unieruchomieni na jakiś czas w wiosce artyści zgodzą się na przygotowanie przedstawienia dla mieszkańców w salce parafialnej. Nikt jednak nie przypuszcza, że tym razem to nie upadek olbrzyma zakończy znaną baśń o Jasiu i magicznej fasoli. Wypadek, czy morderstwo? Komu mogło zależeć na śmierci przejezdnego właściciela teatru lalkowego? A może to nie była pierwsza wizyta Ruperta Porsona w Bishop's Lacey? Oczywiście Flawia nie zamierza pozwolić, by szukaniem odpowiedzi na te (i inne) pytania zajęła się tylko policja. Trzeba przyznać, że jej analityczny umysł, wścibstwo i brawura wzbudzą nawet cień uznania w oczach inspektora Hewitta, co go jednak nie powstrzyma, by przy następnych tajemniczych wydarzeniach w okolicy (Ucho do śledzia w śmietanie), wyraźnie zażądać od ojca Flawii domowego aresztu dla najmłodszej córki.
Tym razem ofiarą napadu zostaje stara Cyganka, a jedyn ślad po sprawcy jest ulotny, ale bardzo nieprzyjemny - rybi zapach. Flawia traktuje tę napaść bardzo osobiście, bo to ona zaproponowała kobiecie nocleg na terenie posiadłości de Luce'ów (niechcący doprowadzając wcześniej do spalenia namiotu wróżbitki). Na tym jednym napadzie się nie kończy, wkrótce Flawia po raz kolejny w swoim życiu znajduje trupa. Czy morderca i osoba, która napadła na Cygankę to ten sam człowiek? I co wspólnego z tymi wydarzeniami ma sekta "kuśtykan"? Szukając odpowiedzi na te pytania Flawia odkrywa tajemnice rezydencji Buckshaw, o których nawet ona, mieszkająca tu od urodzenia, nie miała pojęcia.
Tych cieni oczy znieść nie mogą to świąteczna odsłona przygód Flawii de Luce. Ze względu wiszącą nad głową finansową katastrofę, pułkownik de Luce udostępnia dwór ekipie filmowej. I tak, tuż przed Świętami Bożego Narodzenia, Buckshaw przeżywa prawdziwy najazd. Technicy, reżyser, aktorzy na czele z gwiazdą - Phyllis Wyvern, nie mogło też zabraknąć ciotki Felicji z Londynu. Pastor nie rezygnuje z szansy zorganizowania charytatywnego przedstawienia i w wigilię Wigilii do Buckshaw zjeżdża w zasadzie cała okolica, by zobaczyć sceny z Romea i Julii. Śnieżyca uniemożliwia widzom powrót do domów, a nad ranem Flawia (oczywiście!) znajduje zwłoki... Morderca z całą pewnością jest jednym z gości. Czy uda się go zdemaskować, zanim uderzy ponownie? Pewnie udałoby się złapać winnego szybciej, gdyby nie to, że Flawia jest bardzo zajęta przygotowywaniem pułapki na Świętego Mikołaja...
Intrygi kryminalne nie są może szczególnie wyrafinowane i zaskakujące (choć jak na książkę dziecięco-młodzieżową jest bardzo, bardzo przyzwoicie), ale sposób w jaki Flawia prowadzi swoje śledztwa, jej talent aktorski, przytomność umysłu, obserwacje i riposty, zachwycają. Panna de Luce perfekcyjnie wykorzystuje też to, jak postrzegają jedenastoletnią dziewczynkę inni; sprawia, że widzą co chcą widzieć i dzięki temu mówią dużo więcej niż zamierzali, czy też powiedzieliby komuś innemu, a już na pewno zdradzają dziewczynce więcej, niż policji. Flawia przypomina w tym aspekcie swojej działalności pannę Jane Marple, która do swoich celów po mistrzowsku wykorzystuje z kolei stereotypowe postrzeganie osoby starszej.
Alan Bradley kapitalnie opisuje też pozostałych mieszkańców Bishop's Lacey, tworząc niezwykle barwną galerię postaci. Surowy, bardzo angielski pułkownik de Luce, prostolinijna pani Mullet, niezastąpiony Dogger, dobroduszny pastor i jego jędzowata żona, inspektor Hewitt, każda z postaci ma swoją historię, swój specyficzny sposób bycia, mówienia. A do tego klimat angielskiej wsi, gdzie jak wiadomo pod kruchą osłoną chłodu i powściągliwości, kryją się mroczne sekrety i namiętności. Na życie mieszkańców wioski wciąż ma jeszcze wpływ niedawno zakończona wojna. Na farmie pracuje były jeniec niemiecki, do którego wielu odnosi się z rezerwą, Doggera prześladują koszmary z obozu, w pamięci żywe są jeszcze naloty niemieckich bombowców. Wiele jeszcze tajemnic kryje się w Bishop's Lacey, związanych nie tylko z wojenną przeszłością jej mieszkańców. Jedną z nich jest na pewno powód, dla którego starsze siostry dręczą Flawię - ich zachowanie wykracza daleko poza wzajemne dokuczanie rodzeństwa.
Jak zawsze, kiedy któraś z sióstr zwracała się przeciwko mnie, coś rosło mi w piersi, jakby z mego wnętrza chciało się wydobyć jakieś pierwotne bagienne monstrum. Nigdy nie potrafiłam uporać się z tym czymś, bo to coś było zupełnie niewytłumaczalne. Pozarozumowe. Co ja takiego zrobiłam, że tak mnie nienawidzą? [2]
Z książki na książkę coraz mocniej widać osamotnienie Flawii i jej ogromne pragnienie zaprzyjaźnienia się z kimś. I pomimo humoru, czy sarkazmu, którym hojnie szafuje bohaterka, jej opowieść jest podszyta ogromnym smutkiem i tęsknotą. Z tego co wpadło mi w oko z blurbów kolejnych części, autor przygotował swojej bohaterce jeszcze niejedno trzęsienie ziemi. Czy wyjaśni też przyczynę wrogości Feli i Dafi?
Jestem pełna podziwu dla tłumacza, pana Jędrzeja Polaka, który stanął przed karkołomnym zadaniem (wystarczy spojrzeć na tytuły!) - styl, język jakim Flawia relacjonuje swoje przygody jest wyjątkowy - chwilami wyrafinowany, chwilami potoczny (przewróciły mi się flaki), z mnóstwem odniesień do literatury i jeszcze większą ilością naukowego nazewnictwa chemicznego, z archaizmami (wiecie kto to przedwieć? ja nie wiedziałam) i oryginalnymi porównaniami (zimne jak woda w rowie). Cieszę się, że nie porwałam się z motyka na słońce i nie rozpoczęłam lektury od wersji oryginalnej. Obawiam się, że utknęłabym gdzieś na początku The Sweetness at the Bottom of the Pie, czyli Zatrutego ciasteczka, a byłaby to wielka szkoda.
Tym razem ofiarą napadu zostaje stara Cyganka, a jedyn ślad po sprawcy jest ulotny, ale bardzo nieprzyjemny - rybi zapach. Flawia traktuje tę napaść bardzo osobiście, bo to ona zaproponowała kobiecie nocleg na terenie posiadłości de Luce'ów (niechcący doprowadzając wcześniej do spalenia namiotu wróżbitki). Na tym jednym napadzie się nie kończy, wkrótce Flawia po raz kolejny w swoim życiu znajduje trupa. Czy morderca i osoba, która napadła na Cygankę to ten sam człowiek? I co wspólnego z tymi wydarzeniami ma sekta "kuśtykan"? Szukając odpowiedzi na te pytania Flawia odkrywa tajemnice rezydencji Buckshaw, o których nawet ona, mieszkająca tu od urodzenia, nie miała pojęcia.
Tych cieni oczy znieść nie mogą to świąteczna odsłona przygód Flawii de Luce. Ze względu wiszącą nad głową finansową katastrofę, pułkownik de Luce udostępnia dwór ekipie filmowej. I tak, tuż przed Świętami Bożego Narodzenia, Buckshaw przeżywa prawdziwy najazd. Technicy, reżyser, aktorzy na czele z gwiazdą - Phyllis Wyvern, nie mogło też zabraknąć ciotki Felicji z Londynu. Pastor nie rezygnuje z szansy zorganizowania charytatywnego przedstawienia i w wigilię Wigilii do Buckshaw zjeżdża w zasadzie cała okolica, by zobaczyć sceny z Romea i Julii. Śnieżyca uniemożliwia widzom powrót do domów, a nad ranem Flawia (oczywiście!) znajduje zwłoki... Morderca z całą pewnością jest jednym z gości. Czy uda się go zdemaskować, zanim uderzy ponownie? Pewnie udałoby się złapać winnego szybciej, gdyby nie to, że Flawia jest bardzo zajęta przygotowywaniem pułapki na Świętego Mikołaja...
Intrygi kryminalne nie są może szczególnie wyrafinowane i zaskakujące (choć jak na książkę dziecięco-młodzieżową jest bardzo, bardzo przyzwoicie), ale sposób w jaki Flawia prowadzi swoje śledztwa, jej talent aktorski, przytomność umysłu, obserwacje i riposty, zachwycają. Panna de Luce perfekcyjnie wykorzystuje też to, jak postrzegają jedenastoletnią dziewczynkę inni; sprawia, że widzą co chcą widzieć i dzięki temu mówią dużo więcej niż zamierzali, czy też powiedzieliby komuś innemu, a już na pewno zdradzają dziewczynce więcej, niż policji. Flawia przypomina w tym aspekcie swojej działalności pannę Jane Marple, która do swoich celów po mistrzowsku wykorzystuje z kolei stereotypowe postrzeganie osoby starszej.
Alan Bradley kapitalnie opisuje też pozostałych mieszkańców Bishop's Lacey, tworząc niezwykle barwną galerię postaci. Surowy, bardzo angielski pułkownik de Luce, prostolinijna pani Mullet, niezastąpiony Dogger, dobroduszny pastor i jego jędzowata żona, inspektor Hewitt, każda z postaci ma swoją historię, swój specyficzny sposób bycia, mówienia. A do tego klimat angielskiej wsi, gdzie jak wiadomo pod kruchą osłoną chłodu i powściągliwości, kryją się mroczne sekrety i namiętności. Na życie mieszkańców wioski wciąż ma jeszcze wpływ niedawno zakończona wojna. Na farmie pracuje były jeniec niemiecki, do którego wielu odnosi się z rezerwą, Doggera prześladują koszmary z obozu, w pamięci żywe są jeszcze naloty niemieckich bombowców. Wiele jeszcze tajemnic kryje się w Bishop's Lacey, związanych nie tylko z wojenną przeszłością jej mieszkańców. Jedną z nich jest na pewno powód, dla którego starsze siostry dręczą Flawię - ich zachowanie wykracza daleko poza wzajemne dokuczanie rodzeństwa.
Jak zawsze, kiedy któraś z sióstr zwracała się przeciwko mnie, coś rosło mi w piersi, jakby z mego wnętrza chciało się wydobyć jakieś pierwotne bagienne monstrum. Nigdy nie potrafiłam uporać się z tym czymś, bo to coś było zupełnie niewytłumaczalne. Pozarozumowe. Co ja takiego zrobiłam, że tak mnie nienawidzą? [2]
Z książki na książkę coraz mocniej widać osamotnienie Flawii i jej ogromne pragnienie zaprzyjaźnienia się z kimś. I pomimo humoru, czy sarkazmu, którym hojnie szafuje bohaterka, jej opowieść jest podszyta ogromnym smutkiem i tęsknotą. Z tego co wpadło mi w oko z blurbów kolejnych części, autor przygotował swojej bohaterce jeszcze niejedno trzęsienie ziemi. Czy wyjaśni też przyczynę wrogości Feli i Dafi?
Jestem pełna podziwu dla tłumacza, pana Jędrzeja Polaka, który stanął przed karkołomnym zadaniem (wystarczy spojrzeć na tytuły!) - styl, język jakim Flawia relacjonuje swoje przygody jest wyjątkowy - chwilami wyrafinowany, chwilami potoczny (przewróciły mi się flaki), z mnóstwem odniesień do literatury i jeszcze większą ilością naukowego nazewnictwa chemicznego, z archaizmami (wiecie kto to przedwieć? ja nie wiedziałam) i oryginalnymi porównaniami (zimne jak woda w rowie). Cieszę się, że nie porwałam się z motyka na słońce i nie rozpoczęłam lektury od wersji oryginalnej. Obawiam się, że utknęłabym gdzieś na początku The Sweetness at the Bottom of the Pie, czyli Zatrutego ciasteczka, a byłaby to wielka szkoda.
Jeżeli ktoś jeszcze nie jest przekonany do lektury - o Flawii pisali między innymi ZWL, Agnes, Bazyl. To ich peanom pochwalnym zawdzięczam wycieczkę do Bishop's Lacey. :))
Gra w kolory
[1] Alan Bradley Badyl na katowski wór, Vesper, Poznań 2010, str. 11
[2] Alan Bradley Ucho od śledzia w śmietanie, Vesper, Poznań 2011, str. 194
[1] Alan Bradley Badyl na katowski wór, Vesper, Poznań 2010, str. 11
[2] Alan Bradley Ucho od śledzia w śmietanie, Vesper, Poznań 2011, str. 194
Polecam się na przyszłość, również w kwestii Flawii, bo jeszcze kilka przed Tobą :D
OdpowiedzUsuńMieliście taką siłę rażenie, że dwie następne na półce już są ;-)
UsuńOch, a ja czekam przytupując nóżkami na kolejny tom.
OdpowiedzUsuńŻeby Cię nóżki od tego tupania nie rozbolały :) Bo nie bardzo jest na co czekać.
UsuńNie denerwuj mnie! Jest na co czekać! Choćby nawet i nie było, to jest!
UsuńAleż czekaj sobie, czekaj :P Sam bym to przeczytał w polskiej wersji, bo zawsze mam wrażenie, że może czegoś nie zrozumiałem i dlatego mi się nie podobało :D
UsuńO! I tego się będziemy trzymać! Zabrakło Ci poloników i nie chwyciło za serce ;-) Ja mam jeszcze dwie i potem też czekam! :)
UsuńZabrakło mi elementarnego sensu, a nie poloników :P
UsuńAle gdyby poloniki zmiękczyły serce, wybaczyłbyś brak sensu. ;))
UsuńNo skąd. Unforgiven.
UsuńHeartless.
UsuńAleż Ci się z tymi tytułami udało :) Tylko czy pod pierwszą fotką ma być taki napis? :P
OdpowiedzUsuńSuper jajka masz w kubraczkach :)
A co do Flawii to ja właśnie z tych co to niby by chcieli, ale się boją... chyba jestem coraz bardziej na tak :)
Prawda? Pasowały idealnie :)
UsuńNie, nie taki. :D Już poprawiłam, dziękuję!
Spróbuj, choć jedną :)
Uwielbiam tą serię, tłumaczenie jest świetne, choć najnowszego tomu nie tłumaczył już pan Jędrzej Polak..
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
tommy z Samotni
Zauważyłam, że następne tomy tłumaczył ktoś inny - zamierzam w kwietniu sprawdzić jak wyszło :)
UsuńPozdrawiam!
Czytałam pierwszą część i niestety mnie nie zachwyciła, ale może kolejne tomy zaskoczą:)
OdpowiedzUsuńMoże? :-) Tego Ci życzę! :))
Usuń