wtorek, 26 marca 2013

Słodsze niż czekolada, ale niekoniecznie smakowite...

źródło: www.znak.com.pl
Samantha zawsze wiedziała, że poświęci się prowadzeniu rodzinnej fabryki czekolady. Od kiedy babcia Rose wyśniła pierwszy przepis na legendarne, najlepsze na świecie praliny, czekoladowa tradycja była przekazywana z pokolenia na pokolenie. Niestety przyszłość nie wygląda słodko. Jeśli Samantha nie zdoła spłacić zaciągniętego przez poprzedniego dyrektora kredytu, fabrykę przejmie bank oraz jego manager – irytująco arogancki przystojniak Blake Preston.
Samantha przysięga do tego nie dopuścić. Wraz z matką i siostrami wpada na wyborny pomysł: zorganizuje w miasteczku walentynkowy festiwal czekolady…

Firma "Słodkie Sny" to rodzinne przedsiębiorstwo produkujące najwyższej jakości czekoladowe przysmaki. Założycielką fabryki była prababcia Rose, której przyśniły się nietypowe przepisy na czekoladki - stąd nazwa firmy. Kolejne pokolenia rozbudowały przedsiębiorstwo, które przyczyniło się również do rozwoju ekonomicznego małej miejscowości Icicle Falls. Kłopoty zaczęły się po śmierci wnuka Rose - ojca Samanthy. Matka Samanthy wyszła drugi raz za mąż za uroczego i lubianego przez wszystkich wdowca, który jednak zupełnie nie sprawdził się jako biznesmen. Firma wpadła w kłopoty, ale dopiero po nagłej śmierci ojczyma Samatha dowiaduje się, że "Słodkie Sny" są na krawędzi bankructwa. Lokalny bank nie chce słyszeć o przedłużeniu terminu spłaty kredytu, polisa ubezpieczeniowa ojczyma wydaje się jedynym ratunkiem, ale czy można prosić mamę, która i tak nie może pozbierać się ani psychicznie, ani finansowo po śmierci męża o przeznaczenie tej wypłaty na ratowanie firmy? Samantha i jej dwie siostry: Cecily i Bailey, starają się w miarę możliwości wspierać matkę, usiłując jednocześnie rozwiązać swoje własne problemy.
Miałam nadzieję na rzeczywiście "smakowitą powieść o miłości", choć oczywiście nie oczekiwałam lektury wybitnej. Czytałam "Strajk na Boże Narodzenie" Sheili Roberts, który naprawdę mi się podobał. Niestety pozycją "Słodsze niż czekolada" mocno się rozczarowałam, a rozczarowanie było tym bardziej przykre, że zanim przeczytałam tę książkę, drugi egzemplarz podarowałam bliskiej osobie...

Pomysł miała autorka całkiem niezły, główna bohaterka walcząca o utrzymanie przy życiu rodzinnego interesu, przystojny manager banku, kulisy prowadzenia fabryki czekolady i organizacji festiwalu walentynkowego, wątek sióstr i mamy, która próbuje odnaleźć na nowo cel w życiu. Niestety z tych składników nie udało się autorce przygotować zjadliwego deseru czytelniczego, pomimo trafiających się jak rodzynki zabawnych dialogów i sytuacji.
Z przykrością stwierdzam, że bohaterek nie polubiłam, a książkę zmęczyłam. 
Samantha - osoba, która z wytrwałością i zdecydowaniem, wbrew przeciwnościom, realizuje swoje marzenia, od dzieciństwa pomaga w prowadzeniu interesu rodzinnego, z drugiej strony pozwoliła zupełnie pozbawić się wpływu na decyzje w firmie, a przy każdej przeszkodzie obgryza paznokcie i zajada się kolejnymi pudełkami z truflami. Kiedy siostry włączają się aktywnie w organizację  festiwalu czekolady - kręci nosem na ich pomysły i uważa się za niezastąpioną. Zupełnie brakuje jej dyplomacji i taktu. Negatywne nastawienie do Blake'a nie jest do końca uzasadnione, bo nie jest on odpowiedzialny za sytuację finansową Słodkich Snów. Romans między tymi dwoma postaciami - zupełnie mnie nie przekonał.
Cecily - sympatyczniejsza od Samanthy, szukająca swojego miejsca w życiu, ale obawiam się, że przez swoje niezdecydowanie w sprawach osobistych, mogąca zranić innych ludzi.
Bailey - najmłodsza siostra, której dewizą życiową jest "Fajnie", przedstawiona została jako wybitnie niezręczna - sceny typu wysłanie w powietrze (po raz kolejny) zawartości tacy kelnera w eleganckiej restauracji, miały zapewne być zabawne, ale wg mnie były raczej żenujące.
Cytaty z poradników Muriel (matki) na początku każdego rozdziału - irytujące, szczególnie jako napisane przez kobietę, która zupełnie nie radzi sobie z podstawami rachunkowości, a co dopiero z prowadzeniem firmy.

Ilość słodyczy na stronach książki - przytłaczająca. Mamy karmelki, trufle z kremem cytrynowym i białą czekoladą, trufle w ciemnej czekoladzie i trufle koniakowe, czekoladki miętowe, lawendowe babeczki i owoce w czekoladzie. W końcu to fabryka czekolady i walentynkowy festiwal. Nie miałam jednak ochoty, wbrew sugestiom autorki, na nic słodkiego w trakcie lektury, a wizja spaghetti z sosem czekoladowym mnie zemdliła.

W odbiorze książki nie pomogły też błędy w tłumaczeniu i w korekcie. Bardzo możliwe, że po angielsku czytałoby się lepiej. Zaraz na początku napotkałam taki o to kwiatek:

Waldo, co było dowodnie widać, już nie żył. (str.7)

Zamiast z niecierpliwością przewracać kolejne strony, uparcie nie mogłam przestać myśleć cóż to mogło być w oryginale za słowo, zwrot, z którego urodziło się owo tajemnicze dowodnie??? No i znalazłam - (jakim cudownym wynalazkiem jest możliwość zajrzenia do książki w sklepie internetowym!):

Waldo was as dead as roadkill on Highway 2.

I kolejny przykład: 

-Może pójdziecie, dziewczynki, gdzieś i spędzicie miło czas? - zaproponowała mama.
Ponieważ jesteśmy spłukane, pomyślała Samantha.
- Wolimy zostać tu z tobą - powiedziała Cecily. - Obejrzyjmy jakiś film. (str. 151)

Czy nie macie wrażenia, że po zmianie kolejności drugiego i trzeciego wersu brzmiałoby to dużo sensowniej?

Zaś przetłumaczenie tytułu "The Little Engine That Could" (ulubionej bajki Samanthy z dzieciństwa), jako "O małym silniku, który potrafił" (str. 288) to już dowodnie kpina.
źródło: www.amazon.co.uk


Podsumowując: Mocną stroną Słodszych niż czekolada jest smakowita okładka, ale zawartość już taka nie jest, a dla samej okładki szkoda czasu...

Wyzwania: Pod hasłem - Słodkości, Trójka e-pik (książka, której bohaterkami są kobiety).

4 komentarze: