- You have murders in Iceland? - spytała kobieta, spoglądając na folder linii lotniczych na stoliku nocnym. (..) - Rarely - odparł, próbując się uśmiechnąć. (Głos)
Komisarz Erlendur nie jest szczęśliwym człowiekiem, samotny, 2 dorosłych dzieci - córka walcząca z uzależnieniem od narkotyków, syn, którego tak naprawdę nie zna. Gdy nie pracuje - czyta książki o wyprawach, które nie zakończyły się szczęśliwie, o zamieciach i bezdrożach. W pracy też w szczególny sposób interesuje się niewyjaśnionymi zaginięciami. Wie, że za każdą taka sprawą kryje się ogromne cierpienie bliskich, którzy wciąż czekają na jakieś wyjaśnienie. Przeczuwa, że zaginięcia są w dużo większym stopniu związane z przestępczością, niż ktokolwiek przypuszcza. Erlandur ma też osobiste powody, by zajmować się tego rodzaju sprawami.
źródło |
Grobowa cisza zaczyna się raczej nietypowo jak na kryminał, bo przyjęciem urodzinowym ośmiolatka. Starszy brat jednego z gości, student medycyny, rozpoznaje w gryzaku młodszej siostry jubilata fragment ludzkiego żebra. Przejęty ośmiolatek pokazuje miejsce na pobliskiej budowie, w którym znalazł kość, którą uważał za nietypowy, bardzo lekki, biały kamień. Do pracy przystępuje policja i ekipa archeologów.
Akcja książki toczy się dwutorowo - oprócz współczesnego śledztwa poznajemy losy ubogiej kobiety i jej rodziny, cofając się początkowo niemal o 100 lat. To przejmujące studium przemocy domowej, fizycznej, ale przede wszystkim psychicznej. Nie da się tego czytać bez emocji szarpiących serce, nie da się też odłożyć książki - chcemy wiedzieć jak to się w końcu skończyło, nawet wiedząc, że nie miało prawa skończyć się dobrze.
fot. Mumags Travellers |
źródło |
Kilka dni przed Świętami Bożego Narodzenia pokojówka znajduje ciało portiera, pracownika hotelu od 20 lat, skromnego, cichego, tzw. złotej rączki, który na zabawie choinkowej dla dzieci miał występować w roli Świętego Mikołaja. Dochodzenie policji w sprawie tego morderstwa (co do tego nie ma wątpliwości), przesłuchania pracowników i gości, jest bardzo nie na rękę kierownictwu. W końcu hotel jest pełen obcokrajowców, którzy zamierzają tu spędzić wymarzone, bajkowe święta. Morderstwo zupełnie do tego nie pasuje i może się odbić niekorzystnie na renomie ośrodka, a przecież w końcu to był "tylko portier"...
Pod wpływem impulsu (a może dobrego jedzenia lub obawy przed pustym, zimnym mieszkaniem) Erlandur decyduje się zamieszkać na parę dni w hotelu, obserwując uważnie otoczenie i rozmawiając z wszystkimi, którzy znali portiera. Poznając zadziwiającą historię zamordowanego człowieka Erlandur dowie się niejednej ciekawostki na temat kolekcjonerów (więcej na ten temat napisała Agnes) oraz losu dziecięcej gwiazdy chóru chłopięcego, wśród plotek i pomówień będzie szukał okruchów prawdy, przejrzy godziny nagrań z monitoringu, ale też pozna pewną bardzo sympatyczną laborantkę. Czy uda mu się zidentyfikować zabójcę przed Wigilią?
źródło |
Jezioro Kleifarvatn, jedno z najgłębszych w Islandii, prawdopodobnie w związku z trzęsieniem ziemi, kurczy się. Cofająca się woda odkrywa dno i znajdujący się w piasku szkielet. Komisarz Erlendur rozpoczyna żmudne śledztwo mające ustalić tożsamość ofiary. Gdy telewizja podaje informacje na temat odkrycia, pewien starszy mężczyzna ogląda relację z myślą, że od lat czekał na tę wiadomość. We wspomnieniach wraca do czasów swej młodości, lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, gdy jako obiecujący członek młodzieżówki islandzkiej partii socjalistycznej otrzymał stypendium na studia w Lipsku w NRD.
Na lubimyczytac.pl opinie na temat tej książki są skrajne, od 10 gwiazdek po lakoniczne "nudna". Ja zdecydowanie nie zgadzam się z tym ostatnim zdaniem. Pomimo znacznego wątku politycznego dotyczącego zimnej wojny, autorowi udało się opowiedzieć całą historię tak, że znowu trudno się od niej oderwać. Oczywiście jeśli ktoś oczekuje typowej powieści szpiegowskiej, z superagentami, licencją na zabijanie, strzelankami, to się rozczaruje. Indriðason opowiada o zwyczajnych, młodych ludziach, których idealistyczne podejście zderza się boleśnie z realiami życia w państwie totalitarnym. To opowieść o bezradności, odwadze, miłości, zdradzie i samotności.
Na lubimyczytac.pl opinie na temat tej książki są skrajne, od 10 gwiazdek po lakoniczne "nudna". Ja zdecydowanie nie zgadzam się z tym ostatnim zdaniem. Pomimo znacznego wątku politycznego dotyczącego zimnej wojny, autorowi udało się opowiedzieć całą historię tak, że znowu trudno się od niej oderwać. Oczywiście jeśli ktoś oczekuje typowej powieści szpiegowskiej, z superagentami, licencją na zabijanie, strzelankami, to się rozczaruje. Indriðason opowiada o zwyczajnych, młodych ludziach, których idealistyczne podejście zderza się boleśnie z realiami życia w państwie totalitarnym. To opowieść o bezradności, odwadze, miłości, zdradzie i samotności.
W każdej kolejnej książce Indriðason pozwala nam trochę bardziej zbliżyć się do Erlendura, trochę lepiej go poznać i zrozumieć. Jego współpracownicy Elinborg i Sigurdur Oli też przestają być tylko drugoplanowymi postaciami. To tak, jakby autor w kolejnych częściach trochę szerzej i na dłużej otwierał nam drzwi do świata swojego bohatera. Ze względu na historię Erlendura zdecydowanie polecam czytanie tej serii po kolei, choć dla samych zagadek kryminalnych nie ma to znaczenia.
fot. Mumags Travellers |
Krajobraz Islandii stanowi fantastyczne tło dla opowieści Arnaldura, czy to nieustający jesienny deszcz, czy przenikliwe zimno i nieprzenikniona ciemność zimowej nocy, czy oślepiająca jasność letniego dnia przenikająca przez szczelnie zasłonięte okna przez całą dobę. Nietrudno uwierzyć, że te surowe warunki odbijają się na psychice mieszkających tam ludzi. Kryminały Arnaldura Indriðasona nie są jednak opowieściami o psychopatach, którzy popełniają przestępstwa lekceważąc normy społeczne, realizując tylko sobie zrozumiałe cele. Nie ma tu wielopiętrowych intryg i spisków, pościgów, czy gwałtownych zwrotów akcji. To poruszające dramaty zwykłych, bezradnych ludzi uwikłanych w sytuacje, które ich przerastają, bądź wynikają z decyzji, których nie można cofnąć. Pomimo zadowolenia z rozwiązania zagadki, trudno o satysfakcję z ukarania sprawcy. Dominuje raczej zamyślenie nad losem człowieka, który doprowadził go do zbrodni, współczucie dla tych, których to dotknęło bezpośrednio lub częściowo. Gorzkie historie, od których jednak bardzo trudno się oderwać. Nie ukrywam też, że polubiłam tego trochę niechlujnego, pogubionego w życiu osobistym, pięćdziesięcioletniego komisarza o zmęczonych oczach.
Za zgodę na wykorzystanie zdjęć bardzo dziękuję Agnieszce i Grzegorzowi :)
Wyzwania: Book-Trotter, Pod hasłem, W prezencie.
Za zgodę na wykorzystanie zdjęć bardzo dziękuję Agnieszce i Grzegorzowi :)
Wyzwania: Book-Trotter, Pod hasłem, W prezencie.
Widziałam dzisiaj w promocji w Empiku "Głos" i nawet zastanawiałam się, czy go nie kupić. teraz żałuję, że się nie zdecydowałam... A tak w ogóle to ładny wynik islandzkich książek :)
OdpowiedzUsuńTo może e-book? ;)
UsuńDzięki,to była przyjemność!
Ale cudne okładki i widoki...
OdpowiedzUsuńTeż mi się podobają :)
UsuńOch polityka... strasznie mnie to dołuje jak się pojawia, właśnie teraz po raz pierwszy "męczę" książkę A.Christie bo właśnie tam dużo o wyborach jest... Ale kto wie, kto wie... może w przyszłości sięgnę :)
OdpowiedzUsuńTu wbrew pozorom tej polityki tyle nie ma, to po prostu wspomnienia z młodości Islandczyka, który na własnej skórze odczuł jak wyglądało życie w okresie stalinizmu w NRD.
Usuń: ) : )
OdpowiedzUsuń:) ♥
Usuń"Głos" to świetna książka, miałam okazję wysłuchać audiobooka. Mam ochotę na pozostałe dwie książki Indridasona, świetnie pisze, nie skupia się na zagadkach kryminalnych, porusza ważne problemy, w tym dotyczące dzieci. Książka naprawdę fantastyczna
OdpowiedzUsuńMnie też bardzo się podobało. Również uważam, że bardzo dobrze pisze - konkretnie, klimatycznie. W Polsce wydano 5 książek z komisarzem Erlendurem, przeczytałam 4, piątą zaczęłam już słuchać.
Usuń