wtorek, 28 stycznia 2014

Weź moją duszę

źródło
Jonas, biznesmen i zagorzały wyznawca New Age, niedługo po otwarciu luksusowego hotelu spa na półwyspie Snaefellsnes, zwraca się do Thory, prawniczki, która finalizowała dla niego zakup działki ze starą farmą pod budowę ośrodka, ze zleceniem renegocjacji umowy ze względu na wadę ukrytą nieruchomości. O budynkach od początku było wiadomo, że wymagają generalnego remontu, więc prośba Jonasa budzi ciekawość Thory. Mimo wszystko nie spodziewa się ona, że właściciel i pracownicy hotelu będą utrzymywać, że miejsce jest nawiedzone przez duchy...

Thora decyduje się pojechać do ośrodka, by zbadać sytuację. Krótko po jej przyjeździe, na plaży, zostaje odnalezione zmasakrowane ciało architektki projektującej rozbudowę budynku. Poszlaki wskazują na Jonasa, jako na możliwego sprawcę, gdy zaś po paru dniach ginie kolejny pracownik hotelu, klient Thory zostaje aresztowany.

Lojalna wobec mocodawcy, ale wcale nie przekonana na 100%, że jest on niewinny, prawniczka stara się znaleźć sprawcę morderstw, jak również poznać historię farmy. Przegląda stare zdjęcia i pamiątki, rozmawia z pracownikami i gośćmi hotelu, z mieszkańcami okolicy. W śledztwie towarzyszy jej Matthew - Niemiec poznany przy okazji innej spray i mający nadzieję, na umocnienie obiecującej znajomości. W sumie liczył zapewne na bardziej romantyczny czas z Thorą, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma ;)

Thora wypytuje również o legendy związane z okolicą, poznaje historie o porzuconych dzieciach, których płacz można usłyszeć we mgle, natrafia też na ślad tajemniczej Kristin. Czy zaginiona przed ponad półwieczem dziewczynka może stanowić klucz do współczesnych morderstw?


W zasadzie każdy z kim Thora rozmawia o zamordowanej pani architekt lub o historii farmy wydaje się coś ukrywać. Jednocześnie każda informacja przybliża do prawdy, a czytelnika zmusza do zweryfikowania teorii co do motywów i sprawcy morderstw.

Po przeczytaniu prologu, obawiałam się, że Weź moja duszę będzie bardzo mroczną i drastyczną historią na pograniczu horroru. Na szczęście dla mnie tak nie jest - poza początkiem i fragmentami dotyczącymi popełnianych zbrodni książka jest bardzo zgrabnie napisanym kryminałem z mnóstwem podejrzanych, sympatyczną, choć dość wścibską, główną bohaterką, szczyptą grozy, tajemnicą z przeszłości i dobrze dozowaną dawką humoru (sceny z panią seksuolog i nieznającym islandzkiego Matthew- bezcenne ;).

Nie miałam też najmniejszego problemu z islandzkimi imionami, wprawdzie jest to już moja piąta islandzka książka w tym miesiącu, ale i przy tamtych nie był to jakiś kłopot. Nie myliły mi się postacie i nie mogę zgodzić się z niektórymi opiniami, że tamtejsze imiona są dziwne, czy śmieszne. Są inne, ale uważam, że mają dzięki temu egzotyczny urok. A jeśli chodzi o nazwiska, to po przyjęciu do wiadomości, że są to patronimiki, wszystko staje się oczywiste.

Jeżeli chodzi jednak o atmosferę samej wyspy, to zdecydowanie bardziej odczułam ją przy lekturze kryminałów Arnaldura Indriðasona. Historia Yrsy poza szczegółami topograficznymi, nazwami etc. mogłaby równie dobrze rozgrywać się gdzieś w Norwegii, Szkocji, czy nawet Kanadzie. Zarówno Yrsa, jak i Arnaldur zgodni są jednak co do tego, że wyrachowane zabójstwa w Islandii należą do rzadkości. Zazwyczaj morderstwa zdarzają się w kuchni, kiedy pobije się kilku pijaków, a jeden sięgnie po nóż.

Weź moją duszę to druga część cyklu Yrsy o Thorze Gudmundsdóttir, ale nieznajomość poprzedniego nie przeszkadza zupełnie w lekturze. Ja rozglądam się za pierwszą częścią, bo przez drugą zarwałam noc :)

4 komentarze:

  1. Jestem właśnie po lekturze tomu pierwszego, ten też już za mną - miesiąc zdecydowanie należy do Yrsy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No u mnie miesiąc należał przede wszystkim do Arnaldura, ale Yrsa też ma wysokie miejsce :))

      Usuń