niedziela, 30 kwietnia 2017

Moje lektury na przesilenie wiosenne

Teoretycznie wiosna rozgościła się już na dobre. Były już takie dni, że udało się poczytać na zewnątrz, coraz mocniejsza zieleń zachęcała do spacerów. A tu nagle trzeba znowu wyciągnąć z szafy kurtki zimowe i przeprosić się z czapką. Rzeczywiście kwiecień-plecień...

Nie wiem, czy ze względu na tę zmienną pogodę, czy więcej pracy niż zwykle, bardzo potrzebowałam tej wiosny książek podnoszących na duchu i poprawiających humor. Moje wybory czytelnicze nie zawsze mnie zadowoliły, nie uniknęłam rozczarowań, na szczęście większość moich marcowo-kwietniowych książek spełniła pokrzepiające zadanie w stopniu co najmniej zadowalającym.

źródło
Pracownia dobrych myśli Magdaleny Witkiewicz to był w sumie pewniak. Wiem, że jeśli potrzebuję książki, która otuli mnie jak ciepły koc i przywróci wiarę w ludzi, w szczęśliwe zakończenia, śmiało mogę sięgać po książki właśnie tej autorki.

Pracownia Dobrych Myśli była kiedyś zakładem krawieckim, miejscem, gdzie Pelagia potrafiła wyczarować sukienki, w których kobiety nie tylko czuły się piękne, ale przy okazji znajdowały szczęście. Panny młode, które szły do ślubu w jej kreacjach, podobno zawsze żyły długo i szczęśliwie. Po śmierci krawcowej, pracownia nie miała szczęścia do najemców - zakład z trumnami, sklep z częściami do szambiarek, to mało romantyczne, choć z pewnością potrzebne biznesy. Wygląda jednak na to, że odrobina piękna znów zawita na do Pracowni. Wnuk Pelagii o nader proroczym imieniu Florian, chce otworzyć w tym miejscu kwiaciarnię. Chce robić to co kocha i uszczęśliwiać innych swoimi bukietami. Nie przypuszcza, że dzięki tej decyzji zmieni życie kilku osób - mieszkańców kamienicy przy ulicy Pogodnej.

Starsza pani, która najbardziej ze wszystkiego na świecie nie lubi kłopotów i jej sąsiad, z którym wspólne oglądanie telewizji stało się rytuałem. Młoda dziewczyna, początkująca dziennikarka, która postanowiła spełnić swoje marzenia. Wdowa z kilkuletnią córeczką próbująca stanąć na nogi po śmierci męża i borykająca się z poczuciem winy, że ma czelność marzyć o szczęściu. Matka Floriana, artystka sprzeciwiająca się gwałtownie upływowi czasu. Młodzi i wiekowi, starzy i nowi mieszkańcy kamienicy, początkowo mijający się obojętnie na schodach, odkryją, że pomagając sobie nawzajem, uczynią swoje życie radośniejszym, pomogą znaleźć to co najważniejsze - nawet jeśli wydawało się, że już jest za późno na zmiany. Brzmi jak cliché? Na pewno, ale opowiedziane z humorem, troszkę z przymrużeniem oka, a na pewno z optymizmem i ogromną sympatią do ludzi.

Pracownia Dobrych Myśli to książkowy odpowiednik "nalewki dla zdrowotności", poprawia humor, rozgrzewa serca i rozwiewa smutki. Bardzo potrzebna od czasu do czasu. :)

Magdalena Witkiewicz Pracownia Dobrych Myśli, Wydawnictwo Filia, Poznań 2016

***

źródło
Kocham brytyjskie filmy. Jedne z moich ulubionych to oczywiście Cztery wesela i pogrzeb, Tylko miłość, czy Notting Hill (i wcale nie dlatego, że występuje w nich Hugh Grant - raczej większe znaczenie ma tu scenarzysta - Richard Curtis). Z tego powodu zwróciłam uwagę na książkę Ali McNamary From Notting Hill with Love... Actually.

Scarlett uwielbia kino. Nie, to za mało powiedziane - ma absolutnego fioła na punkcie filmów. Nawet jej praca jest związana z kinem - razem z ojcem prowadzą firmę dostarczającą i obsługującą maszyny do popcornu. 

Ulubionym zajęciem Scarlett (oprócz oglądania filmów) jest doszukiwanie się analogii między zdarzeniami z jej życia, a scenami z filmów, czy porównywanie spotykanych ludzi do znanych aktorów. Bardzo często oczami wyobraźni widzi siebie jako bohaterkę romantycznego filmu, tracąc wtedy zupełnie z oczu rzeczywistość. Życie z głową w chmurach nie bardzo jednak służy jej związkowi z rozsądnym, mocno stąpającym po ziemi narzeczonym - Davidem. Przekonywanie Scarlett, że codzienne życie nie jest filmem jest jednak zupełnie bezskuteczne i prowadzi do tego, że dziewczyna postanawia udowodnić ojcu, narzeczonemu i całemu światu, że rzeczywistość ma więcej wspólnego z scenariuszami filmów niż wszyscy sądzą.

Kiedy pojawia się okazja, by zaopiekować się domem znajomych w Notting Hill, Scarlett zastanawia się zaledwie przez moment. Na kilka tygodni przed własnym ślubem rzuca wszystko i na miesiąc przenosi się do Londynu. Postanawia przez ten czas zrekonstruować jak najwięcej scen z filmów we własnym życiu i to ma być dowodem na jej teorię, że życie jak w filmie może się zdarzyć naprawdę.

Początek przygód Scarlett zapowiadał się całkiem sympatycznie, niestety po pewnym czasie jej obsesja doszukiwania się podobieństw między własnym życiem a scenami z filmów stała się bardzo męcząca. Rekonstruując celowo bądź przez przypadek zdarzenia, dialogi z Bezsenności w Seattle, Pretty Women, Bridget Jones, czy Love Actually, Scarlett traci z oczu otaczających ją ludzi, nie zwraca uwagi na ich uczucia. Czy można decydować o wyborze człowieka, z którym ma się spędzić resztę życia opierając się na wyborach bohaterki filmu? Już dawno nie czytałam książki, w której protagonistka byłaby tak płytką i zapatrzoną w siebie osobą.

Jeżeli macie ochotę na brytyjską komedię romantyczną - obejrzyjcie lepiej po raz kolejny Notting Hill albo Love Actually.

Ali McNamara From Notting Hill with Love... Actually, Sphere, 2010

***

źródło
Przeczytałam chyba wszystkie wydane dotąd książki Małgorzaty J. Kursy. Komedie kryminalne, osadzone w Kraśniku, rodzinnym miasteczku autorki, zawsze poprawiały mi humor i w jakieś części wypełniały pustkę jaką pozostawiła po sobie Joanna Chmielewska. Miłość i aspiryna to trochę inna książka - autorka opisuje w niej początki miłości Marty i Michała Artymowiczów, którzy pojawiają się w poprzednich książkach.

Marta zwana Tuśką, to wrażliwa na krzywdy innych, niezależna, wybuchowa i pełna energii, choć drobna posturą, dwudziestokilkulatka. Jej najbliższym przyjacielem od czasów przedszkolnych był sąsiad - Michał. Razem przeszli przez szkołę, razem wpadali w kłopoty i razem wyciągali się z tarapatów. Gdzieś w połowie liceum ich relacje się popsuły, a po szkole drogi rozeszły. Michał był w wojsku, potem wyjechał na kilka lat do rodziny do Kanady. Marta została w Kraśniku, skończyła szkołę pielęgniarską i przez jakiś czas pracowała w zawodzie.

Gdy przypadkiem spotkają się w pewien zimowy poranek, okaże się, że nie są sobie obojętni, a żale jakie do siebie mieli w liceum zupełnie inaczej wyglądały z perspektywy tej drugiej osoby.

Czy Michał zdobędzie serce Marty? Czy Marta zaufa Michałowi? Małgorzata J. Kursa z sympatią opisuje pełen emocji czas w życiu zakochanych, kiedy nie są jeszcze pewni uczuć tej drugiej osoby. Miłość i aspiryna nie jest jednak tylko romansem. To przede wszystkim powieść obyczajowa z bogatą galerią bohaterów drugoplanowych: koledzy i koleżanki z liceum, rodzina Marty na czele z jej rezolutną siostrzenicą, rodzice i dziadek Michała. Małgorzata J. Kursa sprawia, że jej bohaterowie żyją, co jest między innymi efektem wspaniałego zmysłu obserwacji autorki, a także ciętego języka, którym obdarowuje swoje postacie, gdy trzeba piętnować głupotę i hipokryzję ludzką.

Ciepła, optymistyczna powieść, w której pisarka nie ucieka od trudnych tematów, takich jak przemoc domowa, czy umiejętne niesienie pomocy innym. Książka byłaby idealna, gdyby ją troszkę skrócić - ale to już mój bardzo subiektywny odbiór - rozterki dwudziestolatki, czy związanie się z drugim człowiekiem oznacza całkowite poświęcenie swej niezależności, są odległe ode mnie o całe lata świetlne. 😉


Małgorzata J. Kursa Miłość i aspiryna, Lucky, Radom 2016

***
Na koniec mój absolutny kwietniowy faworyt - seria Liliany Fabisińskiej Jak pies z kotem

źródło
Znacie to uczucie, gdy po przeczytaniu paru kartek, wiecie, że najchętniej nie odkładalibyście czytanej książki nawet na chwilę? Wcale nie jest ono znowu takie częste. Są przecież książki, nad którymi chcemy się zatrzymać, zastanowić, delektować nimi, inne wprawdzie połykamy łapczywie, z palącej konieczności uzyskania odpowiedzi na pytanie Co było dalej? Ale pytam o coś trochę innego - o to przekonanie, że czytana książka zapewni ogromną przyjemność, że najchętniej nacisnęlibyśmy przycisk pauzujący wszystko co dzieje się dookoła i zanurzyli całym sobą w  świecie stworzonym przez pisarza.

Takie uczucia towarzyszyły mi przy lekturze Sanatorium pod Zegarem Liliany Fabisińskiej w kwietniu, rok temu.

Natalia Burska - starsza pani po siedemdziesiątce, prowadząca od lat zakład fotograficzny na Helu.

Nina, właściwie Antonina Drop, ognistowłosa, despotyczna, ale bardzo pracowita, oddana bez reszty rodzinnej firmie SIS-4, trzydziestolatka.

Te dwie różniące się jak ogień i woda kobiety zrządzeniem losu (i siostry przełożonej) trafiają do jednego pokoju w sanatorium "Marzenie" w Ciechocinku. Początkowo ich relacje układają się najgorszy możliwy sposób. Młoda bizneswoman o staroświeckim imieniu jest dużo bardziej konserwatywna i ostrożna w życiu osobistym, niż starsza wiekiem, ale młoda duchem, bezpruderyjna, odważna Natalia. Z każdym dniem pobytu w sanatorium kobiety lepiej się poznają i zaczynają współpracować, zresztą nie mają innego wyjścia, gdy w basenie sanatoryjnym zostaje znaleziony nieboszczyk, a one stają się głównymi podejrzanymi. Czy policja poradzi sobie z rozwikłaniem zagadki? Nina i Natalia mają co do tego wątpliwości...

-Ten młody gliniarz z rybim nazwiskiem wygląda na dość rozsądnego - odparła, nareszcie patrząc w moją stronę. - Dajmy mu jeszcze trochę czasu. A jeśli nie wpadnie na właściwy trop, same weźmiemy się do roboty. [1]

Komedia z wątkiem kryminalnym, dokładnie taka, jakie lubię. Zachwyciły mnie bohaterki, a Natalia jest po prostu niesamowita. Po skończeniu Sanatorium pod Zegarem wiedziałam, że muszę przeczytać całą trylogię!

To była cudowna lektura na ciepłą, leniwą niedzielę!

źródło
Z pobytu w Ciechocinku Natalia przywiozła nie tylko wspomnienia. W jej domu na dobre rozgościł się przygarnięty psiak, a niedługo później na Hel przyjeżdża przystojny mężczyzna, który nie odstępuje pani Burskiej. Mieszkańcy Helu patrzą zgorszeni na niemłodą już parę, która nie wstydzi się publicznie okazywać sobie uczuć. Początkowo Natalia nawet nie zauważa, że coś się zmieniło. Zajęta pisaniem doktoratu, który odkładała tak długo i zaabsorbowana Wiktorem nie widzi chmur gromadzących się nad jej głową. Tylko czy na pewno warto przejmować się co myślą inni, szczególnie gdy ma się skończone siedemdziesiąt lat?

Nina z kolei z nieokiełznaną energią rzuca się w wir pracy, tym bardziej, że chyba jeszcze nigdy firma tak bardzo jej nie potrzebowała. W między czasie próbuje pozbyć się sukni ślubnej, by ostatecznie zapomnieć o narzeczonym, po którym ślad zaginął. Jednak kolejne próby sprzedania sukni zawodzą, a każdy powrót nieszczęsnej kreacji jest coraz bardziej widowiskowy.

Nadmiar zajęć nie pozwala Natalii i Ninie utrzymywać tak regularnych kontaktów, jak by chciały.

Gdy Natalia na jednym z dłuższych spacerów z psem natrafia na usytuowane z dala od uczęszczanych traktów i bez drogi dojazdowej niewielkie pastelowe domki do wynajęcia wpada na pomysł, by ściągnąć do jednego z nich Ninę. Seledynowy domek na Czarcim Cyplu okazuje się wymarzonym azylem dla Niny opracowującej bardzo czasochłonny projekt.

Nie może być jednak tak, by Natalia i Nina nie wplątały się w kłopoty. Czy możliwe, że ukochane młodsze siostry Niny miały coś wspólnego za zniknięciem jej narzeczonego? Z kolei Natalia zostaje zatrzymana po wykładzie dotyczącym motywów roślinnych w malarstwie holenderskim. Czy byłaby zdolna do zabójstwa dawnej przyjaciółki, by zając jej miejsce u boku mężczyzny? Na szczęście panie mogą liczyć zarówno na siebie, jak i na pomoc pewnego przystojnego komisarza policji.

W Werandzie na Czarcim Cyplu jest trochę mniej humoru w porównaniu do pierwszej części serii. Rozwiązanie wątku kryminalnego wzbudza uczucie smutku - zarówno w bohaterkach, jak i w czytelniku. Im więcej wiemy o przeszłości Niny i Natalii, tym bardziej ogarnia nas refleksja o przemijaniu, dokonanych wyborach, które zawsze mają wpływ na naszą przyszłość.
źródło

Wątek Maksa - ex-narzeczonego Niny, przyszłość jej firmy oraz tajemnice z przeszłości Natalii zabierają czytelnika z helskiej werandy do Paryża.

Tym razem w bardzo poważne tarapaty wpadnie Nina, w jednej chwili może stracić wszystko - SIS-4, zaufanie sióstr i wolność. Czy była zdolna do zbrodni w afekcie? Czy też ktoś bardzo starannie zastawił na nią sieć i wszystko ukartował? Nina nie może kontaktować się z siostrami, ale nikt nie zabronił jej sprowadzić do Miasta Świateł Natalii, tym bardziej, że pewna osoba w Paryżu bardzo chciałaby poznać starszą panią.

Zielarnia nad Sekwaną przynosi odpowiedzi na niektóre pytania, które pojawiły się przy lekturze dwóch poprzednich książek. Poznajemy bardzo istotne fakty z życia obu kobiet, wydarzenia i decyzje, które je ukształtowały. Zielarnia pięknie zamyka trylogię, chociaż pozostawiła mnie z pewnym niedosytem. Chciałabym dalej towarzyszyć Natalii i Ninie. Jestem przekonana, że nie powiedziały ostatniego słowa, a z całą pewnością w ich życiu będzie się działo. :)

Chociaż Weranda na Czarcim Cyplu i Zielarnia nad Sekwaną to książki, z wartką akcją, które czyta się lekko, często z uśmiechem na twarzy, to gdzieś tam głębiej pojawia się zaduma nad przeszłością, nad ludźmi i wydarzeniami, które należą już do historii. Ale jest też nadzieja, że póki żyjemy, możemy naprawić relacje między bliskimi nam ludźmi.





[1] Liliana Fabisińska Sanatorium pod Zegarem, Wydawnictwo Filia, Poznań 2016, str. 299

8 komentarzy:

  1. Muszę w końcu poznać twórczość Fabisińskiej, a także "Pracownię dobrych myśli".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że będziesz się dobrze bawić :)

      Usuń
  2. Zacne grono :) Ależ miałaś cudny czytelniczo kwiecień! Znam Witkiewicz (dla mnie to też pewniak, ciekawa jestem jak skończą się Czereśnie, które są cudne! - polecam Ci na maj) i Fabisińską - genialna seria :) Ogromnie żałuję, że to koniec...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pracownia była w marcu, bardzo potrzebowałam takich książek w kwietniu.
      Mam wielką ochotę na Czereśnie :)

      Usuń
  3. Pracownię czytałam i bardzo dobrze wspominam. Bardzo lubię czytać o takich relacjach między ludźmi.

    Serią "Jak pies z kotem" zainteresowana byłam już wcześniej, głównie za sprawą Ejotka :)
    Ta pierwsza część wydaje się najciekawsza. Jeśli uda mi się przyjechać w tym roku na Targi Książki do Krakowa to kupiłabym sobie całą serię.

    Zainteresowałaś mnie też "Miłością i aspiryną", po którą pewnie normalnie bym nie sięgnęła ze względu na fatalną okładkę i nieciekawy tytuł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak pies z kotem bardzo mi się podobało.
      A czytałaś już coś innego Małgorzaty Kursy?

      Usuń
  4. Przybiegłam do Ciebie w sprawie książki w oryginale, a tu niespodzianka! Całe mnóstwo książek idealnych na poprawę humoru. Jakże mi takich obecnie potrzeba! Nieba mi Ciebie zesłały Dobra Kobieto, bo ja nawet pomysłów nie miałam, co w tym celu czytać! :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, jak mi miło! :)
      Spróbuj Sanatorium pod Zegarem, powinno pomóc. ;-)

      Usuń