Krótka relacja z dwudniowego, majowego, wyjazdu w najstarsze góry Polski.
Początek wycieczki: Nowa Słupia, tam już czekał na nas przewodnik. Razem z nim,
drogą, którą pielgrzymowali pieszo królowie polscy, wyruszyliśmy do Sanktuarium
na Łysej Górze. Opactwo zostało założone wg legendy przez Bolesława Chrobrego w
miejscu pogańskiego kultu. Od XIV wieku zwane jest Świętym Krzyżem od przechowywanych
tu relikwii drzewa Krzyża Świętego, podarowanych klasztorowi przez św. Emeryka,
syna Stefana I, króla węgierskiego.
W trakcie wędrówki
nikomu z uczestników na szczęście nie przyszło do głowy, że bijące w południe
dzwony klasztorne zostały uruchomione na jego cześć, gdyż mógłby go wtedy
spotkać los kamiennego pielgrzyma, który ukarany za swoją pychę, na klęczkach
idzie do Sanktuarium w tempie jednego ziarenka piasku na rok.
Na szczycie mogliśmy
podziwiać budynki klasztorne i zwiedziliśmy krużganki, kościół p.w. Trójcy
Świętej, kaplicę Oleśnickich oraz krypty, w których złożone jest zmumifikowane
ciało przypisywane księciu Jeremiemu Wiśniowieckiemu. W kaplicy Oleśnickich
otrzymaliśmy błogosławieństwo relikwiami Krzyża Świętego.
Po zwiedzaniu
przeszliśmy na gołoborze, czyli na obszar bezleśny (goły od boru) znajdujący
się na stokach górskich. Podobno gołoborza powstawały
podczas zlodowacenia północnopolskiego (bałtyckiego) mniej więcej od 74 000 do
8 500 lat temu. W Górach Świętokrzyskich panował wtedy klimat peryglacjalny (przedpola
lodowca). W wyniku oscylacji temperatury wokół 0°C woda uwięziona w szczelinach
skalnych po zamarznięciu zwiększała swoją objętość powodując rozsadzanie skały.
My jednak świetnie wiemy, że Gołoborze Kobendzy, na którym byliśmy, największe
w Górach Świętokrzyskich, powstało trochę inaczej. To czarownice, rozwścieczone
zbudowaniem klasztoru w miejscu ich sabatów, postanowiły zniszczyć budynki
kościelne. Leciały na miotłach załadowanych kamieniami, gdy pierwsze promienie
wschodzącego słońca pozbawiły miotły ich mocy i kamienie pospadały na zbocze
Łysej Góry tworząc gołoborze.
Po pieszym
przejściu, z przyjemnością pojechaliśmy autokarem do Świętej Katarzyny. Tam
przespacerowaliśmy się do źródełka Św. Franciszka.
Ostatnim punktem
programu pierwszego dnia wycieczki było zwiedzanie Jaskini Raj, której nazwa
oddaje jej wyjątkowy urok.
Nie może mówić o tym, że
był w Górach Świętokrzyskich ten, kto nie widział symbolu tych gór,
najstarszego i najbardziej znanego polskiego dębu Bartek. Dlatego po śniadaniu pojechaliśmy do Zagnańska, gdzie mogliśmy podziwiać to piękne,
potężne drzewo, pod którego konarami cienia szukali królowie polscy.
Z Zagnańska
pojechaliśmy do Michniowa, gdzie znajduje się Mauzoleum Martyrologii Wsi
Polskich. 12-13 lipca 1943 roku niemieccy żołnierze ze szczególnym okrucieństwem wymordowali wszystkich
mieszkańców tej miejscowości. Od słów wymowniejsza była lista z ponad 200 nazwiskami
zabitych mężczyzn, kobiet i dzieci, z których najmłodszy był dziewięciodniowy Stefanek
Dąbrowa.
Jadąc autokarem
podziwialiśmy z okien charakterystyczny zamek w Chęcinach, a w Bodzentynie
zwiedziliśmy ruiny okazałego niegdyś zamku biskupów krakowskich.
Po obiedzie w Karczmie
przy Średniowiecznej Osadzie w Hucie Szklanej (szczerze polecamy!) udaliśmy się w drogę powrotną, podczas której na szczęście nie zostaliśmy
napadnięci ani przez zbója Kaka, ani Madeja.
Za opiekę na szlaku dziękujemy zaprzyjaźnionemu panu przewodnikowi z Biura Eskapada w Radomiu :))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz