Ostatni dzień sierpnia niesie w sobie sporo nostalgii. Wystarczy pomyśleć o tym minionym 1 września, a przecież trudno o nim nie pamiętać, ba, nie wolno nie pamiętać...
Chociaż trwa lato (tym razem nie tylko kalendarzowe - trudno uwierzyć - 31 sierpnia i ponad trzydziestostopniowe upały??), żegnamy wakacyjną beztroskę. Dzieci przyniosą jutro rozkłady jazdy, które będą nadawały rytm naszemu życiu w nadchodzących miesiącach. Na pożegnanie wakacji - garść wspomnień z letnich przygód.
Niezapomniane wakacje można bowiem przeżyć nawet w wielkim mieście.
źródło |
Bartek, zwany Bąblem, w pierwszy dzień wakacji, zostaje obudzony potwornym hałasem. Własnie rozpoczął się remont drogi pod blokiem chłopca, który potrwa do końca lipca. Młody ma dość wysoką tolerancję na głośne dźwięki, ale jego mama staje na krawędzi wytrzymałości psychicznej. Decyduje się więc na wyjazd do babci na wieś. Bąbel mógłby tez pojechać, ale ku zaskoczeniu rodziców chce zostać w domu i gospodarować razem z ojcem. Rodzice nie byliby może tak zdziwieni decyzją syna, gdyby wiedzieli jakie wrażenie zrobiła na Bartku nowa sąsiadka - Kaja.
Jeżeli dodamy to tego, że pies chłopca to bernardyn, który do wyjścia na spacer daje się zachęcić tylko jeśli opiekun też stanie na czterech "łapach" i zaszczeka, Kaja ma świnkę morską, która ma skłonności do wybierania się na samodzielne wędrówki w najmniej odpowiednich momentach, a w sąsiedztwie mieszka obłąkana kura - nikt nie powinien mieć wątpliwości, że w takim towarzystwie nie można się nudzić. Naprawdę dawno się tak nie uśmiałam, jak przy lekturze Wakacji w wielkim mieście. Warto podsunąć ją dzieciom również teraz, na początku roku szkolnego, może osłodzi nieco powrót do szkoły?
– Przestraszyłaś Kiciaka – rzekł z wyrzutem Bąbel. Schylił się i zajrzał pod stół, który dygotał wraz z olbrzymim bernardynem. – No, uspokój się, pies, co ty wyprawiasz najlepszego?
– Przynajmniej wiemy, że żyje – mruknęła mama, nalewając ponownie wodę do czajnika. – Ten pies też najczęściej wygląda niczym Tutenchamon. W ogóle się nie rusza.
– Czasem je...
– To fakt. Wczoraj zeżarł kiełbasę krakowską, którą kupiłam na kolację.
– Ukradł? – zainteresował się Bąbel.
– Nie, sama mu dałam – westchnęła mama ze smutkiem. – Tak na mnie patrzył i patrzył... [1]
Niestety nie wszyscy mają tak wyrozumiałych rodziców jak Bartek. I czasem jedynym dobrym wyjściem wydaje się ucieczka z domu.
źródło |
Bazyl i Inka spotykają się w dworcowej kawiarni. On z farbowanymi, jaskrawymi włosami, zdecydowanie zwraca na siebie uwagę i ma talent do wpadania w kłopoty. On - dobra uczennica, dobrze sytuowani rodzice - czy tych dwoje w ogóle ma szanse się porozumieć?
– Lubię wyglądać inaczej niż wszyscy, czy to wielki grzech? Ludzie uważają mnie za wywrotowy element tylko dlatego, że mam czerwone włosy. Nie mogę przejść ulicą, żeby mnie nie wylegitymowały trzy patrole. Czy to normalne? Matki z dziećmi przechodzą na drugą stronę ulicy, mężczyźni kręcą z niezadowoleniem głową i chowają się za gazetą. Kiedyś chciałem pomóc staruszce zanieść zakupy, to oddała mi siatkę i uciekła do domu. Gdybym wiedział, że tak szybko biega, nie wygłupiałbym się z tą pomocą. Ty wyglądasz idealnie. Mogłabyś zrobić skok na bank, nawet nie wyciągając spluwy. Nikt nie potrafiłby ci odmówić, bo jesteś taka porządna, więc na pewno potrzebujesz kasy na jakiś szlachetny cel. A ja? Wystarczy, że chcę wyjąć pieniądze z bankomatu, a dwóch strażników patrzy mi na ręce. Kolory przerażają szarych ludzi.
– Biedaku… Wszyscy przeciwko tobie, a ty walczysz o ideały i mieszasz kolejny kolor farby. Wzruszające.
– Nie podoba mi się ton twojego głosu. – Spojrzał na nią uważnie.
– A mnie się nie podoba, że uważasz mnie za idiotkę. Przecież to wszystko poza! Chodzi tylko o to, żeby zwracać na siebie uwagę, prowokować i być w centrum zainteresowania. Pewnie zaraz powiesz, że jesteś prześladowany przez nauczycieli i obniżają ci oceny za sam wygląd. [2]
Śledzenie przepychanek słownych Inki i Bazyla przypomina obserwowanie piłeczki tenisowej w zaciętym meczu. Jednocześnie nastolatkowie stopniowo opowiadają swoją historię i wierzcie mi, niełatwo polubić dorosłych widzianych oczami tych młodych ludzi. Agata Mańczyk potrafi sugestywnie przekazać racje młodzieży i to jest ogromna zaleta tej książki. Jednocześnie akcja goni akcję, Bazyl i Inka wpadają z deszczu pod rynnę, a potem wręcz pod wodospad. Zastrzeżenie mam tylko do łatwości z jaką wydostają się z kolejnych tarapatów. Niektóre sytuacje w prawdziwym życiu mogłyby się skończyć tragicznie (na przykład wyskakiwanie w biegu z pociągu) i mam nadzieję, że nikt nie będzie chciał rozwiązywać problemów ich metodami...
Czy ktoś miał szczęście i ciotka najlepszego kumpla zaprosiła go na lato nad jeziora?
Paragon, Perełka i Mandżaro są właśnie takimi szczęściarzami. Spędzają lato w leśniczówce, w pobliżu jeziora. Gdy rozchodzi się plotka, że na miejscowym zamku straszy, chłopcy zakładają Klub Młodych Detektywów i postanawiają wyjaśnić zagadkę duchów oraz śledzić kilkoro z letników, którzy bardzo podejrzanie się zachowują. Przestępcy jak nic!
Nie mam pewności, czy czytałam w dzieciństwie Wakacje z duchami. Nie pamiętałam szczegółów intrygi, za to młodzi detektywi na zawsze już będą mieli dla mnie te twarze i głosy:
Nie jestem pewna, czy współczesnemu rówieśnikowi Paragona dobrze będzie się czytało Wakacje z duchami. Sposób w jaki wypowiadają się chłopaki z Woli może wydawać się lekko dziwny. Samej intrydze nie można nic zarzucić (chociaż brak zameldowania jako przestępstwo może być dla młodzieży zaskoczeniem), a przygoda pozostaje przygodą nawet po latach. I ciekawostka - w książce nie ma słowa na temat Brunhildy ;-)
Nie mam pewności, czy czytałam w dzieciństwie Wakacje z duchami. Nie pamiętałam szczegółów intrygi, za to młodzi detektywi na zawsze już będą mieli dla mnie te twarze i głosy:
źródło |
Jeżeli jednak wolicie bardziej współczesne poszukiwania ducha - zapraszam do rozwikłania Tajemnic Starego Pałacu w Niewiadomicach.
Wiktor od dzieciństwa jest zafascynowany pobliskim starym pałacem. Miejscowa legenda głosi, że tajemniczy budynek ma nawet swojego ducha. Nie do końca zgodna z opinią konserwatora renowacja odziera niestety stary budynek z niesamowitego klimatu, ale za to zachwyca nowych właścicieli. Państwo Czereśniakowie nigdy nie sądzili, że staną się właścicielami pałacu, ale wygrana w loterii pozwala im wkroczyć do wymarzonego świata znanego z seriali.
Pani Czereśniak uwielbiała malować paznokcie. Przypuszczała, że mogłaby być dobrą manikiurzystką, ale była przekonana, że nie jest to prestiżowy zawód, a jej zawsze zależało na prestiżu. Pracowała w urzędzie, jej mąż zaś w ministerstwie – i była z tego bardzo dumna. Nie lubiła swojej pracy, ale nigdy nie miała innej i zdążyła się do niej przyzwyczaić. Uważała, że to dobra posada; nie musiała tam zbyt wiele robić ani umieć. Wystarczyło, że przychodziła i wychodziła punktualnie i nosiła elegancką, wyprasowaną bluzkę. Pani Czereśniak lubiła punktualność, wyprasowane bluzki, pielęgnację dłoni i zapach lakieru do włosów. Poza tym podobało jej się to, że w pracy może godzinami rozmawiać z koleżankami i korzystać ze służbowego telefonu, dzwoniąc do swojej siostry i koleżanek pracujących w innych urzędach. Jedyne, co przeszkadzało pani Czereśniak w pracy, to ludzie, którzy przychodzili załatwić swoje sprawy i źle wypełniali formularze albo pospieszali ją. Na szczęście w biurze wszystko zależało od pani Czereśniak. Nigdy nie przejmowała się klientami. Nie lubiła pośpiechu i uważała, że jeśli ludzie naprawdę chcą załatwić swoje sprawy, mogą poczekać albo przyjść kiedy indziej. [3]
Dzieci państwa Czereśniaków bardzo różnią się od siebie. Starszy syn to spełnienie marzeń rodziców, o podobnych zainteresowaniach i aspiracjach, dobrze się uczący - bardzo szybko poprawia jedynki na dwójki, a czasem nawet na trójki! Magda nie pasuje do wyobrażeń rodziców o idealnej córce. Nie lubi eleganckich sukienek, od seriali telewizyjnych woli książki i komputer.
Pomimo początkowej nieufności Wiktor i Magda zaprzyjaźniają się i postanawiają zbadać piwnice pałacu. To co odkryją może na zawsze odmienić ich przyszłość. :)
Świetna współczesna przygoda z naprawdę wyjątkowym duchem!
A może nad morze?
źródło |
Dziewięcioletnia Danusia, wychuchana jedynaczka, wyjeżdża na wakacje do przyjaciółki mamy nad morze. Samotna i oschła dziewczynka poznaje niewidomą wychowankę rybaków - Elzę. Historia ich przyjaźni zapada w pamięć od dziesięcioleci. To niewidoma Elżunia nauczy Danusię widzieć piękno przyrody i odmieni jej stosunek do innych ludzi.
Narracja Jadwigi Korczakowskiej od razu przypomniała mi jedną w ulubionych książek z dzieciństwa - Bułeczkę, nawet gdybym nie wiedziała, że to ta autorka, rozpoznałabym jej styl. Tylko główne bohaterki są starsze. Dialogi, a szczególnie słowotok pani Ady - cudowny. Można dosać zawrotu głowy! :-)
Mam wrażenie, że Spotkanie nad morzem nic a nic się nie zestarzało. Owszem czuje się lata, które dzielą Danusię i Elżunię od współczesnych dzieci, brak elektronicznych gadżetów, ale ich emocje i problemy są bardzo współczesne.
Stuknęły drzwi, słychać szybkie kroki na schodach. Danusia podeszła do okna, ale nie może dojrzeć matki poprzez gęste gałęzie kasztanów. I znowu późno wróci! Ciągle praca, pisanie, „urwanie głowy”. Dobrze chociaż, że redakcja blisko, że można spotkać się przy obiedzie. A tatuś pracuje aż na Mokrem. I właśnie tylko w niedzielę można z nim pogadać. O ile oczywiście jest w dobrym humorze, a to zdarza się rzadko, bo przeważnie jest zdenerwowany i zmęczony. „Właściwie co im po mnie? – buntuje się dziewczynka. – Ciągle powtarzają: »Nie mam czasu, nie przeszkadzaj, śpieszę się...«.[4]
Trudno uwierzyć, że te słowa mają już ponad pięćdziesiąt lat...
Mam wrażenie, że Spotkanie nad morzem nic a nic się nie zestarzało. Owszem czuje się lata, które dzielą Danusię i Elżunię od współczesnych dzieci, brak elektronicznych gadżetów, ale ich emocje i problemy są bardzo współczesne.
Stuknęły drzwi, słychać szybkie kroki na schodach. Danusia podeszła do okna, ale nie może dojrzeć matki poprzez gęste gałęzie kasztanów. I znowu późno wróci! Ciągle praca, pisanie, „urwanie głowy”. Dobrze chociaż, że redakcja blisko, że można spotkać się przy obiedzie. A tatuś pracuje aż na Mokrem. I właśnie tylko w niedzielę można z nim pogadać. O ile oczywiście jest w dobrym humorze, a to zdarza się rzadko, bo przeważnie jest zdenerwowany i zmęczony. „Właściwie co im po mnie? – buntuje się dziewczynka. – Ciągle powtarzają: »Nie mam czasu, nie przeszkadzaj, śpieszę się...«.[4]
Trudno uwierzyć, że te słowa mają już ponad pięćdziesiąt lat...
Wyzwania: Pod hasłem, Odnajdź w sobie dziecko, Grunt to okładka, Kapitan Żbik i Skandynawowie.
[1] Marcin Pałasz Wakacje w wielkim mieście, Wydawnictwo Bis, Warszawa 2014, str.
[2] Agata Mańczyk Pierwsza noc pod gołym niebem, Nasza Księgarnia, Warszawa 2008,
[3] Katarzyna Majgier Duch z Niewiadomic, Nasza Księgarnia, Warszawa 2014, str. 20
[4]Jadwiga Korczakowska. Spotkanie nad morzem (Kindle Locations 97-101). Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa 2012
[1] Marcin Pałasz Wakacje w wielkim mieście, Wydawnictwo Bis, Warszawa 2014, str.
[2] Agata Mańczyk Pierwsza noc pod gołym niebem, Nasza Księgarnia, Warszawa 2008,
[3] Katarzyna Majgier Duch z Niewiadomic, Nasza Księgarnia, Warszawa 2014, str. 20
[4]Jadwiga Korczakowska. Spotkanie nad morzem (Kindle Locations 97-101). Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa 2012
O jakie piękne książki wydłubałaś! A jak Korczakowska, to i "Wakacje w Borkach"
OdpowiedzUsuńhttp://mcagnes.blogspot.com/search/label/Jadwiga%20Korczakowska
Za szybko lato się skończyło i na Borki czasu brakło. ;) Ale znam i mam!
UsuńCudne, prawda? Kocham tę książkę.
UsuńPo prostu esencja wakacji :)
UsuńBardzo fajnie napisany artykuł. Jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuń