źródło |
Po gorącym, zarówno jeśli chodzi o pogodę, jak i wydarzenia, lecie 1900 roku, Jan Morawski późną jesienią ponownie trafia do wielkopolskiego dworku. Tym razem są to Jeziory należące do kuzynostwa detektywa-amatora.
Trudno o większy kontrast między jezierskim dworem a pałacem Adama Ponińskiego w Stępowie (Abel i Kain), czy perfekcyjnie zorganizowanym majątkiem w Tarnowicach (Zbrodnia w błękicie).
Zamieszanie i bałagan można oczywiście tłumaczyć gorączkowymi przygotowaniami (łącznie z remontem salonu!) do ślubu jedynej córki gospodarzy, ale wynikają one chyba raczej ze specyficznych charakterów i priorytetów państwa Jezierskich.
Tutaj nikt nie przejmuje się godzinami posiłków, czy obowiązkową zmianą garderoby do kolacji. Kwestie dekoracji salonu są tak doskonale obojętne pani domu, że bez najmniejszych skrupułów obarcza ona tymi decyzjami Mateusza - kamerdynera i przyjaciela Jana Morawskiego. Nawet zadbanie o należyte nakarmienie gości jest mocno lekceważone przez panią Jezierską, za to ochronka to oczko w głowie gospodyni.
Z kolei dobroduszny Jerzy Jezierski, pięćdziesięciolatek o okrągłej twarzy, zapalony wynalazca, zupełnie nie panuje nad stroną finansową swoich przedsięwzięć, nie wspominając nawet o kontroli bieżących wydatków. Kłopoty materialne Jezierskich są właśnie główną przyczyną pobytu Jana Morawskiego w Jeziorach. Został on bowiem poproszony o pomoc w odnalezieniu posagu Heleny - legendarnego niemal skarbu dziadka. Są pamiętniki, wskazówki-łamigłówki, nawet mapa, a dziadunio zawsze powtarzał, że Helenka posag dostanie. Niestety poszukiwania idą jak po grudzie, a gospodarze wydają się bardzo rozczarowani nieudolnością Jana.
Atmosfera w Jeziorach pogarsza się z dnia na dzień, zaś oliwy do ognia z przyjemnością dolewa wdowa po bracie Jerzego, pomiatająca znajdującą się pod jej opieką pasierbicą. Ponieważ odnalezienie skarbu wydaje się czczą mrzonką, Helena odwołuje ślub, czego z kolei nie przyjmuje do wiadomości ani narzeczony, ani matka panny młodej.
I kiedy wydaje się, że nie może być gorzej, Jezierskiemu składa wizytę wierzyciel i Jeziory stają na krawędzi katastrofy. Kolejnej nocy rozlega się zabójczy strzał...
W pierwszej chwili sprawca wydaje się oczywisty, z drugiej jednak strony nazbyt oczywisty - czyżby wszystko zostało starannie zaaranżowane?
Domownicy mają alibi, ale jeżeli są one oparte na kłamstwach? Na czym powinien skupić się Jan Morawski - na znalezieniu mordercy, czy dowodów niewinności Jezierskich? Niekoniecznie te dwa cele są tożsame... Nie będzie łatwo, tym bardziej, że na scenę wkracza Joachim Engel - pruski policjant i bardzo interesujący mężczyzna. Morawski znajdzie w nim godnego przeciwnika, a może jednak partnera w dochodzeniu? Tylko czy można zaufać przedstawicielowi zaborcy?
Intryga kryminalna jest zawikłana, z mnóstwem mylnych tropów - tu skarb dziadka, tam morderstwo, tajemnicze zachowanie gospodarzy, na czele z panną młodą. Nawet diabeł wprost ze strof Pani Twardowskiej wtrąca swoje trzy grosze. Jednocześnie, po wyjaśnieniu zagadki, wszystko układa się w jasny obraz, a czytelnik zastanawia się, dlaczego sam nie wpadł na rozwiązanie.
Nieodłącznym towarzyszem Jana jest jego kamerdyner i przyjaciel w jednym - Mateusz. Fragmenty, w których pojawia się ta postać należą do moich ulubionych. Mogę tylko żałować, że tym razem, w skutek zafascynowania powieściami Rodziewiczówny, Mateusz jest tak bardzo zaangażowany w przygotowania ślubu Helenki i jej miłosne rozterki, że praktycznie nie uczestniczy w śledztwie prowadzonym przez Jana. Nie zabraknie jednak skrzących się dowcipem dialogów oraz scen z jego udziałem.
Morawski podszedł do paleniska i zaczął przesuwać dłońmi po cegłach i spoiwach między nimi, potem obmacał wolutę prawego wspornika, następnie lewego, a wreszcie obu naraz, przyszło mu bowiem do głowy, że może trzeba nacisnąć jakieś dwa punkty jednocześnie. W chwili gdy z szeroko rozłożonymi ramionami stał przed kominkiem, otwarły się drzwi.
- Medytuje pan? - zainteresował się grzecznie Mateusz, wchodząc do pokoju z tacą w ręku.
- Nie, szykuję się do lotu przez komin - odparł równie uprzejmie Morawski. - Szukam skrytki. [1]
Z resztą nawet bez Mateusza nie brakuje humoru - sposób w jaki pilnuje pomieszczenia z trupem służący z cepem - bezcenny!
A czy wyobrażacie sobie wesele z trupem pod kanapą? Mimo, że brzmi to makabrycznie, cały galimatias i desperackie wysiłki Jana oraz gospodarzy, by państwo młodzi i goście o niczym się nie dowiedzieli plus depczący domownikom po piętach pruski policjant, to po prostu komedia sytuacyjna.
Ale Zbrodnia w szkarłacie to nie tylko rozrywka. Autorka mimochodem, nienachalnie, wprowadza naprawdę sporo wiedzy z naszej historii. Walka z kulturą polską, Komisja Kolonizacyjna, pozytywizm - znane z lekcji historii, ale bardzo często będące pustymi hasłami - Katarzyna Kwiatkowska wypełnia je treścią. Polscy ziemianie stają się postaciami z krwi i kości, a ich inicjatywa powołania Związku Ziemian, sprawiającego wrażenie nieszkodliwego dla pruskiego państwa, przedsięwzięciem dokładnie zaplanowanym i bardzo skutecznym w krzyżowaniu planów pruskiej polityki. Przedsięwzięciem, z którego nasi przodkowie mogli być szczerze dumni.
Z kolei dobroduszny Jerzy Jezierski, pięćdziesięciolatek o okrągłej twarzy, zapalony wynalazca, zupełnie nie panuje nad stroną finansową swoich przedsięwzięć, nie wspominając nawet o kontroli bieżących wydatków. Kłopoty materialne Jezierskich są właśnie główną przyczyną pobytu Jana Morawskiego w Jeziorach. Został on bowiem poproszony o pomoc w odnalezieniu posagu Heleny - legendarnego niemal skarbu dziadka. Są pamiętniki, wskazówki-łamigłówki, nawet mapa, a dziadunio zawsze powtarzał, że Helenka posag dostanie. Niestety poszukiwania idą jak po grudzie, a gospodarze wydają się bardzo rozczarowani nieudolnością Jana.
Atmosfera w Jeziorach pogarsza się z dnia na dzień, zaś oliwy do ognia z przyjemnością dolewa wdowa po bracie Jerzego, pomiatająca znajdującą się pod jej opieką pasierbicą. Ponieważ odnalezienie skarbu wydaje się czczą mrzonką, Helena odwołuje ślub, czego z kolei nie przyjmuje do wiadomości ani narzeczony, ani matka panny młodej.
I kiedy wydaje się, że nie może być gorzej, Jezierskiemu składa wizytę wierzyciel i Jeziory stają na krawędzi katastrofy. Kolejnej nocy rozlega się zabójczy strzał...
W pierwszej chwili sprawca wydaje się oczywisty, z drugiej jednak strony nazbyt oczywisty - czyżby wszystko zostało starannie zaaranżowane?
Domownicy mają alibi, ale jeżeli są one oparte na kłamstwach? Na czym powinien skupić się Jan Morawski - na znalezieniu mordercy, czy dowodów niewinności Jezierskich? Niekoniecznie te dwa cele są tożsame... Nie będzie łatwo, tym bardziej, że na scenę wkracza Joachim Engel - pruski policjant i bardzo interesujący mężczyzna. Morawski znajdzie w nim godnego przeciwnika, a może jednak partnera w dochodzeniu? Tylko czy można zaufać przedstawicielowi zaborcy?
Intryga kryminalna jest zawikłana, z mnóstwem mylnych tropów - tu skarb dziadka, tam morderstwo, tajemnicze zachowanie gospodarzy, na czele z panną młodą. Nawet diabeł wprost ze strof Pani Twardowskiej wtrąca swoje trzy grosze. Jednocześnie, po wyjaśnieniu zagadki, wszystko układa się w jasny obraz, a czytelnik zastanawia się, dlaczego sam nie wpadł na rozwiązanie.
Nieodłącznym towarzyszem Jana jest jego kamerdyner i przyjaciel w jednym - Mateusz. Fragmenty, w których pojawia się ta postać należą do moich ulubionych. Mogę tylko żałować, że tym razem, w skutek zafascynowania powieściami Rodziewiczówny, Mateusz jest tak bardzo zaangażowany w przygotowania ślubu Helenki i jej miłosne rozterki, że praktycznie nie uczestniczy w śledztwie prowadzonym przez Jana. Nie zabraknie jednak skrzących się dowcipem dialogów oraz scen z jego udziałem.
Morawski podszedł do paleniska i zaczął przesuwać dłońmi po cegłach i spoiwach między nimi, potem obmacał wolutę prawego wspornika, następnie lewego, a wreszcie obu naraz, przyszło mu bowiem do głowy, że może trzeba nacisnąć jakieś dwa punkty jednocześnie. W chwili gdy z szeroko rozłożonymi ramionami stał przed kominkiem, otwarły się drzwi.
- Medytuje pan? - zainteresował się grzecznie Mateusz, wchodząc do pokoju z tacą w ręku.
- Nie, szykuję się do lotu przez komin - odparł równie uprzejmie Morawski. - Szukam skrytki. [1]
Z resztą nawet bez Mateusza nie brakuje humoru - sposób w jaki pilnuje pomieszczenia z trupem służący z cepem - bezcenny!
A czy wyobrażacie sobie wesele z trupem pod kanapą? Mimo, że brzmi to makabrycznie, cały galimatias i desperackie wysiłki Jana oraz gospodarzy, by państwo młodzi i goście o niczym się nie dowiedzieli plus depczący domownikom po piętach pruski policjant, to po prostu komedia sytuacyjna.
Ale Zbrodnia w szkarłacie to nie tylko rozrywka. Autorka mimochodem, nienachalnie, wprowadza naprawdę sporo wiedzy z naszej historii. Walka z kulturą polską, Komisja Kolonizacyjna, pozytywizm - znane z lekcji historii, ale bardzo często będące pustymi hasłami - Katarzyna Kwiatkowska wypełnia je treścią. Polscy ziemianie stają się postaciami z krwi i kości, a ich inicjatywa powołania Związku Ziemian, sprawiającego wrażenie nieszkodliwego dla pruskiego państwa, przedsięwzięciem dokładnie zaplanowanym i bardzo skutecznym w krzyżowaniu planów pruskiej polityki. Przedsięwzięciem, z którego nasi przodkowie mogli być szczerze dumni.
Nie zabrakło też znaku szczególnego książek tej autorki - cudownej pieczołowitości z jaką Katarzyna Kwiatkowska odmalowuje realia świata sprzed 100 lat. To nie są dekoracje dla kolejnej zagadki kryminalnej, to są prawdziwi XIX-wieczni ludzie i ich życie. A te przygotowania do ślubu! Kłopoty finansowe oraz nieprzywiązywanie specjalnej wagi do codziennych posiłków przez Jezierskich na początku nie pozwalają w pełni rozwinąć kucharkom skrzydeł, ale im bliżej ustalonej daty, tym większe szaleństwo ogarnia panią Jerzową z pomocnikami.
Już na schodach doszły ich kobiecy śpiew i upojne aromaty. W kuchni prace postępowały pełną parą: pod rządami dwóch kłótnic osiem dziewcząt skubało, kroiło, siekało, rozcierało, mełło, ubijało. Dwie wieśniaczki siedziały na ławie i obierały orzechy. To one śpiewały.
- Czemu tylko one śpiewają? - dziwił się Morawski. [2]
Mateusz wyjaśnia Janowi tę zagadkę, a czy ktoś z Was zgadnie, czemu tylko te dwie panny śpiewały? :)
Już na schodach doszły ich kobiecy śpiew i upojne aromaty. W kuchni prace postępowały pełną parą: pod rządami dwóch kłótnic osiem dziewcząt skubało, kroiło, siekało, rozcierało, mełło, ubijało. Dwie wieśniaczki siedziały na ławie i obierały orzechy. To one śpiewały.
- Czemu tylko one śpiewają? - dziwił się Morawski. [2]
Mateusz wyjaśnia Janowi tę zagadkę, a czy ktoś z Was zgadnie, czemu tylko te dwie panny śpiewały? :)
Katarzyna Kwiatkowska zadbała o to, by bez najmniejszego problemu można było zacząć poznawać przygody Jana Morawskiego od Zbrodni w szkarłacie. Nie zdradziła nic z poprzednich zagadek, a jednocześnie niczego nie brakuje, by od pierwszych stron zaangażować się w poszukiwania skarbu dziadka Jezierskiego i rozwiązywanie tajemniczego morderstwa.
Ja mam tylko jedno zażalenie, zupełnie nie istotne dla tych, którzy nie czytali poprzednich książek pani Kasi. Co z Konstancją??? Ani jednej wzmianki, w rozmowie z Mateuszem, czy we wspomnieniach Jana. Ba, Morawski zerka na inne panny! I to bez najmniejszych wyrzutów sumienia! Ja protestuję w imieniu panny Radolińskiej! ;-) [Tak wiem, że i ona ma co nieco za uszami, ale to i tak dlatego, że Jan wystawił ją do wiatru. Wszystko jego wina!]
Znak ślicznie wydał Zbrodnię w szkarłacie. Stylowa okładka, przyjazna dla oczu czcionka, mapa Jezior i plan dworku na końcu książki. Aż chce się czytać! A na tylnej okładce - niespodzianka - bardzo klimatyczne zdjęcie Autorki. Czy powinnam jeszcze wspomnieć, że uwielbiam też takie zabawy, jak na przykład nawiązanie tytułem do klasyki? Chyba już dość się rozpisałam. :)
Abel i Kain, Novae Res, 2013 - moja opinia
Zobaczyć Sorrento i umrzeć, rozpisani.pl, Warszawa 2014 - moja opinia
Zbrodnia w szkarłacie, Znak, Kraków 2015
Zobaczyć Sorrento i umrzeć, rozpisani.pl, Warszawa 2014 - moja opinia
Zbrodnia w szkarłacie, Znak, Kraków 2015
Wyzwania: Pod hasłem, Kapitan Żbik i Skandynawowie, Gra w kolory.
[1] Katarzyna Kwiatkowska Zbrodnia w szkarłacie, Znak, Kraków 2015, str. 58
[2] j.w. str 270
[1] Katarzyna Kwiatkowska Zbrodnia w szkarłacie, Znak, Kraków 2015, str. 58
[2] j.w. str 270
Czytałam tylko "Zbrodnię w błękicie" i bardzo mi się podobała. Chętnie przeczytałabym i pozostałe :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie przeczytaj! :)
UsuńAch, wspaniała powieść! Uważam, że najlepsza książka Autorki z dotychczas wydanych. Katarzyna Kwiatkowska w najlepszej, wręcz olimpijskiej, formie! Rewelacja! :)
OdpowiedzUsuńI chcemy jeszcze, prawda? :)
Usuń