Niestety, ostatnio doba skurczyła mi się jeszcze bardziej, toteż jeśli już gdzieś zaglądam, to z wielkim opóźnieniem:( Pozostaje mi życzyć wesołych poświąt i zachwycić się dziełami Twych rąk!:) Wypieczony koszyczek cudny - to taka foremka, czy też pracowicie plotłaś tę wiklinę i wiązałaś kokardki? I cóż to za kwiatki-pisanki na dolnym środkowym obrazku? Na Pomorzu takich nie mamy, buu!
Koszyczek to efekt użytej pierwszy raz w życiu (i nie ostatni!) foremki silikonowej. :) Usiłowałam potem pięknie ozdobić lukrami te ciastowe pisanki, ale poniosłam klęskę na całej linii - chyba pijany zając wielkanocny lepiej by to zrobił machając łyżką z czekoladą na oślep ;) Ale i tak zostało pożarte ;) A u Ciebie podziwiałam Barana! :)
Te kolorowe cudeńka to dzieło pań przedszkolanek - u Młodszego był kiermasz. Wydmuszki oklejone pracowicie zwiniętymi kolorowymi papierowymi różyczkami, stokrotkami etc. Szczęka mi opadła z podziwu dla cierpliwości wykonawczyń... Jak przyjedziesz na kabanosy, to dostaniesz jedno takie jajo :)
Grunt to mnie dobrze zmotywować:)) Kabanos plus jajo może okazać się motywacyjnym strzałem w dziesiątkę! Co do lukrowania - mi też idzie umiarkowanie. Zasadniczo nie lukruję, bo lukru nie lubię, wyjątek robię dla ciastek bożonarodzeniowych, nad którymi spędzam długie godziny, pracowicie mażąc je wykałaczką:( Kiedyś próbowałam piec coś w silikonowych mini foremkach - pisankach, ale nie wyszło. Sekret tkwi chyba w dobraniu właściwego rodzaju ciasta - Twoje to ucierane? A z mojego barana została tylko jedna kępka włosia:P
I przekaż paniom przedszkolankom głębokie, pełne szacunku ukłony. Gdybym trafiła w przyszłości do piekła, zamiast wrzucać mnie do ognia, mogliby mi kazać zwijać takie coś - po pięciu minutach błagałabym o zamianę na przypiekanie!
Ukłony przekażę, dla mnie takie zawijanie to też kara by była... I wygląda na to, że dziecięta me zdolności do takich zajęć, to po mamusi mają. Młodszy (zerówka) odmówił kategorycznie wyklejania kulkami bibułkowymi marchwi wielkości A4.. I co z tego, że to świetne ćwiczenie paluszków... Woli lego...
Radosnego Alleluja!
OdpowiedzUsuńAle pyszności widzę na tych zdjęciach! Ktoś tu ma talent nie tylko literacki!
OdpowiedzUsuńWszystkiego, co najlepsze w ten szczególny dzień!
Dziękuję! :)
UsuńSzkoda, że mnie tam nie ma :) Buziaki!
OdpowiedzUsuńTeż żałuję! :))
UsuńNiestety, ostatnio doba skurczyła mi się jeszcze bardziej, toteż jeśli już gdzieś zaglądam, to z wielkim opóźnieniem:(
OdpowiedzUsuńPozostaje mi życzyć wesołych poświąt i zachwycić się dziełami Twych rąk!:) Wypieczony koszyczek cudny - to taka foremka, czy też pracowicie plotłaś tę wiklinę i wiązałaś kokardki? I cóż to za kwiatki-pisanki na dolnym środkowym obrazku? Na Pomorzu takich nie mamy, buu!
Koszyczek to efekt użytej pierwszy raz w życiu (i nie ostatni!) foremki silikonowej. :)
UsuńUsiłowałam potem pięknie ozdobić lukrami te ciastowe pisanki, ale poniosłam klęskę na całej linii - chyba pijany zając wielkanocny lepiej by to zrobił machając łyżką z czekoladą na oślep ;) Ale i tak zostało pożarte ;) A u Ciebie podziwiałam Barana! :)
Te kolorowe cudeńka to dzieło pań przedszkolanek - u Młodszego był kiermasz. Wydmuszki oklejone pracowicie zwiniętymi kolorowymi papierowymi różyczkami, stokrotkami etc. Szczęka mi opadła z podziwu dla cierpliwości wykonawczyń...
Jak przyjedziesz na kabanosy, to dostaniesz jedno takie jajo :)
Grunt to mnie dobrze zmotywować:)) Kabanos plus jajo może okazać się motywacyjnym strzałem w dziesiątkę!
UsuńCo do lukrowania - mi też idzie umiarkowanie. Zasadniczo nie lukruję, bo lukru nie lubię, wyjątek robię dla ciastek bożonarodzeniowych, nad którymi spędzam długie godziny, pracowicie mażąc je wykałaczką:( Kiedyś próbowałam piec coś w silikonowych mini foremkach - pisankach, ale nie wyszło. Sekret tkwi chyba w dobraniu właściwego rodzaju ciasta - Twoje to ucierane?
A z mojego barana została tylko jedna kępka włosia:P
I przekaż paniom przedszkolankom głębokie, pełne szacunku ukłony. Gdybym trafiła w przyszłości do piekła, zamiast wrzucać mnie do ognia, mogliby mi kazać zwijać takie coś - po pięciu minutach błagałabym o zamianę na przypiekanie!
Ukłony przekażę, dla mnie takie zawijanie to też kara by była... I wygląda na to, że dziecięta me zdolności do takich zajęć, to po mamusi mają. Młodszy (zerówka) odmówił kategorycznie wyklejania kulkami bibułkowymi marchwi wielkości A4.. I co z tego, że to świetne ćwiczenie paluszków... Woli lego...
UsuńA ciasto ucierane było :) Cytrynowe.
Usuń