źródło |
i wcale jej się nie dziwię! To, przez co przeszła w związku z pewnym sonetem, może skutecznie zniechęcić do poezji, a do twórczości Charlesa Baudelaire'a w szczególności.
Wiersz, który znaleziono w sakwie zamordowanego bezdomnego, zdaje się być nie tylko nieznanym utworem wspomnianego przedstawiciela poètes maudits, ale sam również wydaje się być przeklęty. Niemal każdy, kto miał z nim bliższą styczność umiera w gwałtownych okolicznościach...
Wyjaśnieniem zagadkowych morderstw zajmuje się tytułowa pani komisarz - Viviane Lancier, która byłaby zdecydowanie szczęśliwsza, gdyby ta sprawa nie trafiła do jej wydziału. A wystarczyłoby, żeby jej asystent, porucznik Augustin Monot nie był nadgorliwy.
Starego nie należało przenosić: dopóki leżał przy wejściu na most, ta sprawa podlegała naszym kolegom z prawego brzegu, ale w efekcie pańskich działań znalazł się na quai Conti i to pan przyjął zeznanie. A więc my musimy się tym zająć. [1]
Nie jest to ani pierwszy, ani ostatni raz, gdy młody Monot denerwuje swoją szefową do granic możliwości. Nie jest to może bardzo trudne, bo Viviane nie znosi mnóstwa rzeczy - młodych, którzy chcą się zabawić podpalając samochody czy dewastując supermarkecik, sędziów w średnim wieku, oglądających się ( i nie tylko) za stażystkami, dzisiejszej Francji, życia paryskiego, nieustających diet i własnego odbicia w lustrze. Porucznik Augustin Monot jest młody, bardzo przystojny, wykształcony (licencjat z literatury), pełen zapału i ogromnie niedoświadczony jako policjant. Uczucia miotające Viviane w związku z jej nowym współpracownikiem są pełne sprzeczności - od irytacji połączonej z nieodpartą ochotą na zmieszanie porucznika z błotem, po macierzyńską opiekuńczość i zupełnie nie-macierzyńską zazdrość.
Na kontraście tych dwóch postaci oparty jest urok powieści Flipo. Energiczna, trzymająca twardo w ręku swój komisariat, pani Lancier jest jednocześnie pełną słabostek i ludzką w swych niedoskonałościach, kobietą. Augustin Monot, choć żółtodziób, potrafi logicznie myśleć, a jak trzeba to i wykazać się pewną ręką i zdecydowaniem. Dialogi Viviane i Augustina są zabawne, pełne złośliwie inteligentnych docinków i ripost - ich lektura to prawdziwa przyjemność.
Na kontraście tych dwóch postaci oparty jest urok powieści Flipo. Energiczna, trzymająca twardo w ręku swój komisariat, pani Lancier jest jednocześnie pełną słabostek i ludzką w swych niedoskonałościach, kobietą. Augustin Monot, choć żółtodziób, potrafi logicznie myśleć, a jak trzeba to i wykazać się pewną ręką i zdecydowaniem. Dialogi Viviane i Augustina są zabawne, pełne złośliwie inteligentnych docinków i ripost - ich lektura to prawdziwa przyjemność.
Zagadka śmiercionośnego sonetu okazuje się bardzo medialna, a Monot staje się ulubieńcem kamer. Wygląda na to, że jedynie pani komisarz nie jest zadowolona z rozgłosu i całego zamieszania. Pozostałe osoby mające związek ze sprawą - zarówno podejrzani, świadkowie, krewni ofiar, jak i zwierzchnictwo Viviane, świetnie sobie radzą w centrum zainteresowania opinii publicznej i usiłują wykorzystać te chwile dla swoich interesów.
Georges Flipo świetnie przedstawił płytkość i manipulacje mediów, pogoń za sensacją i kręcenie się wokół swego ogona. Każdą informację można przeinaczyć, zinterpretować tak, by pasowała do tezy, którą chcemy udowodnić, wywrócić na lewą stronę, a po wykorzystaniu - wyrzucić. Viviane czuje się zagubiona w tym świecie i nieraz zaczyna wątpić, czy poradzi sobie z nietypowym śledztwem.
Intryga związana z sonetem jest misternie skonstruowana, finał niespodziewany. Mieszane uczucia wzbudził we mnie sposób, w jaki pani komisarz poradziła sobie z zamknięciem dochodzenia - wolałabym, żeby jednak rozwiązała ten supeł trochę inaczej...
Widok z mostu Aleksandra III na halę wystawową Grand Palais |
Akcja Pani komisarz... rozgrywa się w Paryżu, a autor bardzo konkretnie i zgodnie z rzeczywistością wykorzystał topografię miasta. Możemy prześledzić ostatnią drogę kloszarda - Pascala Mesneux, albo poszukać restauracji, w których jadali bohaterowie. Bardzo lubię, gdy fikcja w taki sposób miesza się z rzeczywistością.
Wyzwania: Pod hasłem, Gra w kolory.
[1] Georges Flipo, Pani komisarz nie znosi poezji, Noir Sur Blanc, Warszawa, 2013. str. 16.
Brzmi interesująco. Lubię tego typu książki
OdpowiedzUsuńJuż słyszałam o tej książce i mam ochotę na serie o pani komisarz :)
OdpowiedzUsuńA ten sonet Baudelaire'a jest w książce? Znaczy tekst oczywiście ;-) Jakbym lubił (poezję) tego pana :-)
OdpowiedzUsuńSonet jest, a jakże. Cytować jednak nie będę, nie chcę ustawiać ograniczeń wiekowych przy wejściu na bloga :))
UsuńNatomiast potwierdzenie, bądź zaprzeczenie autorstwa Baudelaire jest jednym z głównych wątków książki.
No to teraz jestem podwójnie zaciekawiony, te ograniczenia wiekowe... :-D
UsuńNo wiadomo facet :-)))) (To o mnie oczywiście ;-))
:-))))
UsuńCiekawe były próby interpretacji sonetu i dyskusje jakie prowokował :)
Podoba mi się to jak zaangażowałaś się w wyzwanie :)
OdpowiedzUsuńWyszukujesz świetne pozycje! Brawo!
Z tego co piszesz wnioskuję, że książka mimo, że jest kryminałem to obfituje w dobry humor. Czy tak? A może to moja zła interpretacja?
Dziękuję! Po prostu miło u Ciebie :)
UsuńNie nazwałabym absolutnie Pani komisarz... komedią kryminalną, bo chwilami jest bardzo serio i poważnie, ale dialogi, przejaskrawiona postać Viviane są zabawne. Jest dużo ironii, satyry i humoru też.
Zerknij też na inne recenzje, np. Wiki: http://literaturomania.blogspot.com/2014/02/dlaczego-pani-komisarz-nie-znosi-poezji.html